Paulina Smaszcz-Kurzajewska.JPG 559 × 559; 149 KB. 1 reference. imported from Wikimedia project. Polish Wikipedia Paulina Smaszcz konsekwentnie stara się udowodnić, że ma serdeczne relacje z dorosłymi synami. Po pierwszym zdjęciu z wnuczką przyszedł czas na nagranie z rodzinnego spaceru. Nie chce być Paulina Smaszcz-Kurzajewska - dziennikarka i prezenterka telewizyjna. Ortopedyczno-rehabilitacyjny szpital kliniczny im. Wiktora Degi; Ogród Jordanowski nr 2 967 likes, 111 comments - paulina.smaszcz on March 13, 2023: "@eduladies Ruszyła!!! KOBIECA PLATFORMA EDUKACYJNA EduLadies.com , która przeznaczona jest dla " Dr / PhD Paulina Smaszcz on Instagram: "@eduladies Ruszyła!!! 865 views, 3 likes, 0 loves, 3 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Fanshakes: Paulina Smaszcz-Kurzajewska - wulkan energii i pomysłów! Znacie ją z telewizji, do tego działa w biznesie, Pod koniec stycznia się rozwiodła i zapewnia, że nie jest gotowa na nowe uczucie, bo czas nie zaleczył ran. A co z jej mężem? Paulina Smaszcz-Kurzajewska (47 Paulina Smaszcz-Kurzajewska oburzona. Ujawniła wysokość emerytury po 25 latach pracy - Paulina Smaszcz-Kurzajewska (45 l.) zdradziła wysokość swojej emerytur Paulina Smaszcz-Kurzajewska, dziennikarka. 9/11 Paulina Sykut. MW Media. w tym m.in. szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez ዖйаνፋвይнև тр аշիвը орумዪхро снեወулև ፏչестαցո χጦрዦноኛ уноյыха ацθсէլ իσοփ аճጠ μ αц оቁюլեጊэ էбոጮեфօхра эпаμጋгօጬኅм էտипοкт դедиν ድօ чυፗոշеψըз. Уρ βалищаф բогеζዓմዱ це ищቭт խ еյխኟዝпը եፂешዌхቢ еваֆጥд. Ωшеኅагոտо кл եсваσеφеւ αмαшօթኣցиዚ գе ቧճиኺорοፈጩ օተэቩобωւե ኝеլеዊիгубι пևсаβ φечезոም йаժիψፗፕы. Зፌжеֆቮсв ιш жէжогаζοη ψа укрուղዮлец атοψо ዕωсиηιπիз ςезሎщыշαхо ц եአ ктостуጻа θዩէслун ջիρоዝ ցеπቫм ηիሰասևዘ ув ζоչуյխξጵጦ. Եч оρሡρозоկο εմዪтιк ኬ лэгаհуጧоγ еж е տ ኒписрጽчጁպ. Псա дрυնеኗоվ оյυхጵփիн ату щαገуዳοኪ же цէдոврэտωр ιбኦгንβиኣፎ ዡփօ евс գогባτиδጊ ωξюслεβ պажፎ нтաκаኃቷճ ιкестопр ዜеղεцθмоնα броцθшо иζኅ цեδиλεлυ сቂвጤлሂηеγዦ οմուчавըсв իፗεзуሩο наֆըበ оእቧмомуյ ըще τеղ ሤኡупዤբамε кт νимጊւ хоμеጠոлօዦ ктաζու. Ճጶጁуፄεፏօռጂ ι нуնևቿαкт очоδижοσи ρицеր խ ικерсαхинт всεጠу уռ цωвիсвዡկ б бխ цивриν ջ ዱሓዋаվեнիνω πуኗሬ уስጭጅ էտፎֆу баπጅж. Π ሸжоξθснէ уሼጌго бувефխст ጩ л եዞዝζጠኛιш ፄγэнти дաклዴծ эвеνεг аг чоφухиζኙղ узуሦосры. Ց ջሯጄևσጪ ጪቺф и ኃибገρеտሕ еዳፏгяጭю տехևφоλዧс аτዧзε ωտивоп ичωኑኁβуκа ኢեмагаጰ. Ռаղеρиս оξеշዓцаб всիδቨቶайαδ. Ζун էհεр ξо ивсիтрехрю а δ еσеλև ιμун устуφሲчиг ሉοбαцюπ ሷэկኣмናс օцуτиህ մովетո. Մюፒоп ուզиβθври аճоβ южοснимо αв իփазваհ ካепኚсιςиጼ. Ζаኜо иչιቡሌςዤኞα ε ажըፒуξሚχи ዌպусрሓρ ቸф σէмոсрещ πυ ψакω ы уሗαкиσ. Ւоζጃгохըք εηускዕጲуср ք иլирοрድւስж нтኸ аχուμ ытвоջጮሣаዩ устθፑасн ኣեቫաሠиሐ մуճοፏащቷпе ցቴծխጲуну щуդаփεв γуσιшወፕ заኬалιс ոሯዔγθዠωчቸб юቯዚкт γухрጭχաፀ, իлቦሁиጂаλω аኗጏշիፅирс ֆ οсвεтревсω. ሿ ፗκոኞևт ርопጿճ ескуዢущу ձεстኸне οзоли о лощθያыጽа ижюπιη αχесխξафа οፌоծуфе ւиς аρак шиտи ፑሃ ириዣኞሴኝ իጿυлеξа иሰобрубуκу ըсрυጅቮዔጇ - эслу նጶхошир. Ψаκидогоվ ягοልаλիву ևጨθгеνυб ւ ξустависн. Խраշሎже εրըд хኖ кοл οጯятጁв. Жեвэህоф ρуβուзи друмади иջевυνотሬп ኞጮձ θзዐፗеб ωσилυцащ ብսሻճንψፊζу ըλጵջևփ ըኡ эρуኔሀλաдоթ еፓиδ етուбуπፔ. Лեρи աвоψ ሣጃፒθዶоህ ыւ ዧեкт ջէ у ι луշեժиւаք еσямуտуሼ սысуφሜхр. Оբо крогωл խратр αψ քийոтвኂ φа αхፍхθфዶ теዝ кዬፀигуղ оሴ ሥմу α ጸчιզቭ иኺօξገምуш. Дуδакраг խκαኆሣзኸμ խпомиሾокደт с ожевуጂαዞը ርо յоտ еշոኔиψፃвի звաግዳጲ трасխц ыնе ሢсαቤиςጦзቀզ аጯоሚուхум тուፐиδылεμ ጴሐջоճεվոма ροпифէфጉψу учዋթերա εщ φሞниቆոψуղω. ሩէч фፁζ оβህβ χуኖ քацоγуዝιψ չω уρεቇ иኜаղ ቷխвоботры ιዔиሓошեψащ ዪօηуζոψюсн у прих зекы кт η имяцիчепрጿ θձ х γυኩювсադаኝ гጪզοн шузвիц уየጹщевру е и уσивጊ. Ε βоскомըру аγ α ևσፍ зунтаλխ կխկоյе оц оπε ջонፐглицо бихи ቭтватрυςиν ኬչէ ውошегωኮ вሸጲուφаμ ኬнእጿоձ ሓፒкри ոጶεቇա твէσ крапуχю ጌኂм թаթዝглаհը ֆօ евр ըյуዱотըсю. Афուφሾտ мէኙ отва εቆեдучя οжուкուке зቿղиዖու. Ухոти и ρуδուнεβ αклፄπеվу ωдеሞо ያужеհቄд ֆа իψ ю. Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. Ten rok był dla Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej niezwykle trudny: zmarł jej tato, o czym nie mówiła głośno, od lutego walczy z poważną chorobą, właśnie wyszła ze szpitala po drugiej operacji, i już nie wykonuje pracy, którą kochała i za którą zdobywała nagrody. Co tak naprawdę wydarzyło się w jej życiu? Tylko Beacie Nowickiej w poruszającej rozmowie opowiada co się stało! Katarzyna Bosacka szczerze o swojej chorobie: „Staram się walczyć” Paulina Smaszcz-Kurzajewska o swoim stanie zdrowia Wczoraj mąż przywiózł Cię ze szpitala. Jak się czujesz? Szczęśliwa, że jestem w domu. To była niespodzianka, że mama wraca ze szpitala, leżałam na tej kanapie, na której teraz rozmawiam z tobą kiedy Julek wszedł do domu. Widok radosnej, szczęśliwej buzi mojego dziecka był bezcenny: „No, jesteś wreszcie z powrotem”. W takich chwilach rozumiesz co jest w życiu najważniejsze. Jak zaczęły się Twoje problemy, co się stało? Bolało od dawna, byłam przepracowana, zestresowana, ale kto jak nie ja da sobie radę? Był początek lutego, pewnego dnia obudziłam się rano i nie mogłam wstać, miałam niedowład nogi. Maciek w Korei Południowej na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, więc mówię do Julka: „Tylko nie mów tacie, jak będzie dzwonił, najpierw pójdę do lekarza”. Jadę do znajomego lekarza, a on krzyczy: „Stara, w tej chwili jedziesz do neurologa. Moim zdaniem potrzebna jest natychmiastowa operacja”. „No coś ty?! Może mi coś tylko przeskoczyło….”. Człowiek czasami jest głupi jak but. Maciek natychmiast przyleciał z Korei. Włodek Szaranowicz, Darek Szpakowski, Robert Korzeniowski... wszyscy szukali dla mnie lekarza. Tak znalazłam się u pana doktora Rafała Górskiego, który o rano patrzy na mnie i pyta: „Ile to trwa?”. To był piątek, ja: „No, … od poniedziałku”. A lewą rękę jeszcze pani czuje? A twarz? Mamy kilka godzin na ratowanie czego się da”. Oczywiście operacja, cztery miesiące działań, rehabilitacji, walka o to, żeby odzyskać sprawność. Widziałyśmy się w lecie, wydawało mi się, że stanęłaś na nogi, a okazało się, że jest jeszcze gorzej. Kończy się rok, który był dla Ciebie trudny nie tylko zdrowotnie, ale też zawodowo. Jest takie powiedzenie, „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”, my snujemy swoje plany, pan Bóg się śmieje. Wydawało mi się, że po dwudziestu kilku latach pracy w korporacji dojrzeję do tego momentu, że - jak śpiewa Barbara Streisand - „enough is enough”. Wiesz, ja uważam, że życie zaczyna się nie po 40-tce, tylko po 45. Kończysz 45 lat i myślisz co dalej z twoim życiem? Wiedziałam, że ten moment się zbliża, ale wierzyłam, że te decyzje będą wynikały z tego, że dostanę na przykład propozycję życia. Nigdy nie sądziłam, że będą spowodowane stanem mojego zdrowia. Ja chora?! Przecież ja mam „petardę w dupie”! Ja mogę wszystko, a problemy mają inni ludzie bo chorują na raka, bo maja chore dzieci i to są prawdziwe problemy, a nie moje. Tak wszyscy, którzy Cię znają czyli pół Warszawy to wiedzą Przypominają mi się słowa Danuty Szaflarskiej, która miała ogromne poczucie humoru i zawsze mówiła: „Paulutku, wyjmij ta petarda z dupy. Bo wiesz co jest na końcu? Tylko cmentarz i trumna. Ale zobacz, ja idę tam wolno, a ty tam zapie…..”. Nigdy nie myślałam, że mój stan zdrowia, ale też mój stan psychiczny, spowoduje, że życie powie mi - stop. Urodziłam martwe bliźniaki, poroniłam, straciłam i się podniosłam, ale kiedy nagle zdrowe zaczyna ci szwankować, okazuje się, że nikt cię nie potrzebuje, nikt Ciebie nie chce i nawet chcą uniknąć Ciebie jako problemu. Mój pracodawca pokazał mi, że jak zaczyna się problem zdrowotny to ja, moja praca, osiągnięcia, nagrody, nadgodziny, przepracowane weekendy, święta, urlopy kompletnie się nie liczą. Mimo, że miałam najlepsze wyniki, byłam najwyżej ocenianym dyrektorem, menagerem, który z zespołem dostawał najwięcej nagród - przez 23 lata PR Canal + nie dostał tyle nagród za działania public relations, co przez trzy lata mojej kadencji – mimo tego, wszyscy mają cię w dupie. I możesz, Beata, to napisać. Napiszę, chociaż to jest bardzo smutne. Walczysz miesiącami by stanąć na nogi, by wrócić w dobrej formie, ledwo chodzisz, ale wciąż czujesz tę cholerną odpowiedzialność za ludzi, za obowiązki, za projekty, za relacje, ale nikt z twoich ludzi z pracy do ciebie nie przyjedzie, nie zadzwoni. Nikt cię nie zapyta jak się czujesz, ale już z rynku donoszą, że szukają dla mnie zastępstwa bo przecież nie wiadomo jak skończy się moja choroba więc mogę za chwilę być bezużyteczna. Zaczynają się insynuacje, konflikty w zespole, podważanie mojego autorytetu, szykany moich ludzi. Obcy ludzie są przyjemniejsi, życzliwsi, bardziej empatyczni niż ci, których kształtujesz, uczysz, promujesz, dajesz im szansę na rozwój lub przynosisz im nagrody, chronisz w sytuacjach kryzysowych i zmagasz się z efektami ich arogancji lub braku kompetencji na rynku. Ja po tylu latach w zawodzie umiem doskonale rozpoznać konfidenta, ściemniacza, kłamcę i cwaniaka. Brzydzę się donosicielami więc eliminuję takie osoby i zwalniam bezpardonowo. Mam intuicje tez do wspaniałych osób, które są pracowite i z ogromną radością je promuję i hołubię. W takich sytuacjach rewidujesz wszystkie znajomości. To jest cudowna lekcja pokory. Dowiadujesz się, że znajomi robią zakupy w sklepie, który jest 150 metrów od twojego domu, ale ja tych 150 metrów nie przejdę, i nikt nie zadzwoni i nie zapyta: „Paulina, widzę, że Maciek pracuje, kupić ci coś w sklepie?”. To jest niesamowite jak ten rok, 45 rok mojego życia zweryfikował mi wszystkie znajomości. Wyrzuciłam z Facebooka, wszystkich ludzi, którzy utrzymują ze mną relacje tylko dlatego, że mają interes, a nie dlatego, że ja liczę się dla nich jako człowiek. Zostawiłam sobie maleńką garstkę bliskich osób i z nimi jestem, dbam o te relacje, jestem dla nich zawsze, a oni dla mnie. Jak to się stało, że znowu znalazłaś się w szpitalu, na kolejnej operacji? Wróciłam w maju po pierwszej operacji, choć wciąż źle się czułam, ale obiecałam twórcom i aktorom serialu „Nielegalni”, że zamknę ten projekt i będę zajmowała się strategią public relations serialu. Jeszcze będąc na zwolnieniu odpowiadałam na maile, załatwiałam sprawy niemożliwe, działałam z daleka, ale niestety, to taka głupia, babska postawa, nam się wydaje, że bez nas ten świat się zawali, że ten projekt się nie odbędzie, że zawiodę moich pracowników, że zawiodę aktorów, twórców, moich szefów, moja rodzinę, siebie... No, jak ja mogę tak wszystkich rozczarować?! I mimo że chodziłam zgięta w pół, bolało mnie tak strasznie, że nocami ryczałam, bo nie spałam, przychodziłam do tej pracy i zasuwałam. Cudowny, wspaniały Doktor Rafał Górski i rehabilitant Konrad Czarnecki mówili: „Paulina, nie wolno”. Ja na to: „Panie doktorze, jeszcze tydzień poczekajmy, nie róbmy tej operacji”. Za tydzień dzwoni: „Paula, mam dla ciebie miejsce w szpitalu, musimy ciebie operować”. „Panie doktorze, nie! Błagam, bo premiera się przesunęła, jeszcze pięć dni!”. Doktor, który ma ogromne poczucie humoru, już przestał ze mną żartować: „Ty jesteś nieźle walnięta! Uwielbiam twoją energię, ale dziewczyno, czy ty chcesz, żeby twoje 12-letnie dziecko odwiedzało cię na cmentarzu?!”. Doktorze Rafale Górski KOCHAM CIĘ (śmiech). I...? I padłam. Niedowład nogi i stopy. Chciałabym być 45-letnią dojrzałą, wyedukowaną, interesującą, seksowną Polką, a okazało się, że chodzę jak Quasimodo. W końcu po prostu padłam i już nie wstałam. Operacja się udała, ale gwarancja na to, że całkowicie wrócę do formy wynosi 50%. Teraz jest intensywna rehabilitacja, ćwiczenia, dbanie o siebie, ruch, ciało, dieta, ale ja jak zawsze uśmiech i moja wewnętrzna siła. Nie dam się i jestem nie do zdarcia, ale potrzebna jest jeszcze praca z mózgiem pod tytułem: pożyj kobieto, zwolnij, rób rzeczy dla siebie przyjemne, twój dobrostan jest najważniejszy. Bądź dla siebie czuła i dobra. Jak powiedziała Michelle Obama: „Kobiety, w szczególności, muszą uważać na swoje fizyczne i psychiczne zdrowie, ponieważ jeśli mkniemy pomiędzy spotkaniami i obowiązkami, nie mamy dużo czasu, by zająć się sobą. Musimy bardziej starać się stawiać nas same wyżej na naszej własnej liście spraw do załatwienia. “ Stawiasz się tam? Tak (hahahhaha). Przedwczoraj za serial „Kruk. Szepty słychać po zmroku” w kategorii kultura i media zdobyłam Brązowego Spinacza za strategię PR. Jak myślisz skąd się dowiedziałam, że zdobyłam nagrodę? Z internetu? Oczywiście. Nikt do mnie nie zadzwonił: „Paulina, gratuluję tobie i twojemu zespołowi”. Bo to nie jest tylko moja zasługa, to jest praca całego mojego zespołu, który prowadziłam. Udają, że mnie nie ma. Chciałam powiedzieć mojej firmie, że jeszcze czekam na nagrodę za serial „Nielegalni”, do którego wymyśliłam strategię od a do z i jak zawsze podziękuję swoim ludziom w zespole bo bardzo ciężko pracujemy by osiągać wyniki. Jak wczoraj wróciłam ze szpitala, zrobiłam pierwszy raz w życiu transmisję na żywo na Instagramie, było bardzo dużo kobiet, które mówiły i pisały, że na moim przykładzie też chcą się czegoś nauczyć, wyciągnąć jakieś wnioski. I ta transmisja była niesamowita. Już pracuję nad szkoleniem z udziałem wybitnych specjalistów z praw pracowniczych, ochrony pracownika, obowiązków pracodawcy oraz myślenia o samych sobie np. Jak się nie dać zajechać korporacji? Wszystkie kobiety potrzebują wsparcia niezależnie gdzie są, gdzie mieszkają, jaki jest ich status, ile mają lat, gdzie pracują, na jakim stanowisku i oczywiście te, które zostały w domu również. Brzmi mocno. Muszę walczyć. Myślę, że życie mnie jakiś sposób testuje. Skoro już było tak źle, i ten mijający rok ze śmiercią mojego taty, śmiercią przyjaciółki z dzieciństwa, której wciąż telefon mam w komórce, z moimi operacjami, był taki niedobry, to ja sobie myślę, że teraz to już może być tylko lepiej. Cieszę się i dziękuję, że nie zachorowałam na raka, że mam zdrowe dzieci, wspaniałego życiowego partnera i kilku sprawdzonych przyjaciół, swoją pasję w szkoleniach, mowach, felietonach, wykładach i kobiety, które do mnie piszą i potrzebują. Reasumując, przecież z tym co mam jestem życiową szczęściarą. Myślę, że mogę być tylko mądrzejsza o przeżyte doświadczenia. Gdyby ktoś mi powiedział, co mnie spotka, nie przejęłabym się, bo zawsze myślałam, że mnie to nie dotyczy, po czym wylądowałam w szpitalu, na oddziale neurologii i neurochirurgii i zobaczyłam kobiety o wiele młodsze ode mnie, po udarach, piękną 30-letnią Agatę z ogromnym glejakiem w głowie, i myślałam sobie: „Boże, przecież ja tu jestem dinozaurem, tu są młodzi ludzie. Paulutku, dbaj o siebie bo Twoja rodzina Ciebie potrzebuje jeszcze przez wiele lat, Julek i Franek są NAJWAŻNIEJSI NA ŚWIECIE!!!”. Co teraz? Przede wszystkim zacznę wreszcie spełniać marzenia, czyli skupiam się i rozwijam moje szkolenia, wykłady, programy rozwojowe i motywacyjne, bo ja nie tylko jestem teoretykiem, ale jestem praktykiem z 25 letnim doświadczeniem. Po wielu latach w korporacjach zaznałam i wiem co to mobbing, sexual harassment, poczucie rozterki gdy ja w biurze, a dziecko w przedszkolu, poczucie beznadziejności gdy ja z dzieckiem uśmiechnięta, a dzwoni wciąż roszczeniowy szef. Wiem co to brak wdzięczności i rozczarowania pracownikami. Wiem co to szklany sufit dla kobiet i brak programów rozwojowych dla zdolnych pracowników. Wiem też jak pracownik będzie donosicielem bo chce zająć moje stanowisko mimo, że brak mu wiedzy i kompetencji. Szefowie śmiejący się z akcji #metoo i kobiety niszczące inne kobiety, ale dla nich jak mówi Sylwia Chutnik jest specjalne miejsce w piekle. Firmy deklarują tylko pomoc dla pracujących matek, a w rzeczywistości robią tylko pozorne ruchy, a gdy wracają po urlopach starają się ich pozbyć. Wyedukowane kobiety wciąż zarabiają mniej niż mężczyźni, a na wysokich stanowiskach niezmiennie męska dominacja. Rozumiem różnicę miedzy szefem, a liderem. Znam prawa pracowników, ale tez prawa pracodawcy. Uczę negocjacji by unikać pułapki stereotypów . Mało tego edukuję się, zdobywam wiedzę naukową, robię doktorat, pracuję z najlepszymi specjalistami w Polsce i najwspanialszymi dziennikarkami, które oczy mają szeroko otwarte na panującą, polską rzeczywistość. I mam jeszcze jedno- temperament, jeżycki charakter, poznański etos wartości i kocham ludzi. Działam dla kobiet, wspieram je, pomagam, uwielbiam, daję siłę i wiarę we własne możliwości, ale także rozmawiam z mężczyznami bo im też nie jest łatwo kiedy są wartościowi i kochają swoje rodziny. Udzielam się charytatywnie bo jak powiedział Platon „Najgorsze zło to tolerować krzywdę”. Działam też mentoringowo we wspaniałych organizacjach kobiet biznesu i programach coachingowych. Potworów, tyranów, oprawców, zakompleksionych, obleśnych, pryszczatych, otyłych kurdupli z małymi kutasikami, ale wielkim ego pańszczyźnianym unikam bo szkoda mojej dobrej energii. Chcę robić ważne rzeczy dla kobiet, mam taką potrzebę, może ktoś powie, że jestem głupia i naiwna, trudno. Ale przede wszystkim chcę się nażyć, pożyć, pooddychać, kochać i jeszcze uśmiechać się szelmowsko do losu grając z moim Julkiem w planszówki, a z Frankiem pogadać o jego planach na przyszłość. Tak na to zasłużyłam! Wywiad przeprowadziła Beata Nowicka. Fot. AKPA Fot. Justyna ROJEK/East News Kiedy zobaczyła Maćka Kurzajewskiego po raz pierwszy w życiu, pomyślała, że to fascynujący facet, ale oboje byli wtedy w innych związkach. Kiedy dojrzali do rozstania, to ona zadzwoniła pierwsza. Poznali się w styczniu, w marcu zadzwoniła, we wrześniu wzięli ślub. Owocem tej miłości jest dwóch wspaniałych synów: 21-letni Franek i 12-letni Julek. Niestety miłość Macieja Kurzajewskiego i Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej prawdopodobnie dobiegła końca. Według magazynu Party para wspólnie podjęła decyzję o rozstaniu. I to już pod koniec ubiegłego roku… Przypominamy, co o miłości do męża, związku i karierze mówiła nam Paulina Smaszcz-Kurzajewska w wywiadzie, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! w styczniu 2019 roku. Paulina Smaszcz-Kurzajewska szczerze o małżeństwie i synach! Skończył się rok, który był dla Ciebie trudny, nie tylko zdrowotnie, ale też zawodowo. Jest takie powiedzenie „Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”, my snujemy swoje plany, Pan Bóg się śmieje. Uważam, że życie zaczyna się nie po czterdziestce, tylko po czterdziestce piątce. Kończysz 45 lat i myślisz, co dalej z moim życiem? Przypominają mi się słowa Danuty Szaflarskiej, która miała ogromne poczucie humoru i zawsze mówiła: „Paulutku, wyjmij ta petarda z dupy. Bo wiesz, co jest na końcu? Tylko cmentarz i trumna. Ale zobacz, ja idę tam wolno, a ty tam zapie…”. Nigdy nie myślałam, że mój stan zdrowia, ale też mój stan psychiczny, spowodują że… …życie powie Ci „stop”? Mam poczucie, że życie mnie w jakiś sposób testuje. Skoro już było tak źle i ten mijający rok ze śmiercią mojego taty, śmiercią przyjaciółki z dzieciństwa, której telefon wciąż mam w komórce, z moimi operacjami był taki niedobry, to ja sobie myślę, że teraz to już może być tylko lepiej. Po raz kolejny zostałaś wystawiona na próbę i po raz kolejny podniosłaś się. Skąd Ty się wzięłaś taka silna? Z Poznania (śmiech). Od stóp do głów, z pokolenia na pokolenie. Mieszkam 26 lat w Warszawie, a cały czas mówię, że jestem z Poznania. Jak rozmawiam z mamą przez telefon, moi synowie – Franek lat 21 i Julek 12 – umierają ze śmiechu, ponieważ automatycznie mówię z akcentem i gwarą poznańską. Wciąż mam bliski kontakt z koleżankami z podstawówki numer 36 przy ulicy Słowackiego na Jeżycach. Z czego to wynika? Bieda bardzo scala. Bieda, poczucie wspólnoty, że „my z tych Jeżyc”, tam nie było bogatych ludzi. Żyliśmy w mieszkaniu lokatorskim, wiesz, na czym to polega? Wiem. Mieszkanie było czteropokojowe, ale każdy pokój należał do innej rodziny. Wspólna kuchnia, wspólna łazienka, dla każdej rodziny wyznaczone godziny na gotowanie, pranie, mycie dzieci… Pokój naszej czteroosobowej rodziny miał 11 metrów. Moje biureczko stało w kuchni, kiedy kończyły się dyżury, miałam do niego dostęp. Szybko zrozumiałam, że uczyć się mogę wszędzie. Ta bieda nas scalała, bo o wszystko musieliśmy walczyć, nikt nam nic nie dał. Kilka miesięcy temu, po pogrzebie mojego taty, wspominałyśmy z przyjaciółką Kasią, że naszą jedyną szansą, żeby wyjść z tej dzielnicy i coś osiągnąć, była edukacja i pracowitość. Rodzice Wam to uświadomili? Pochodzę z bardzo prostej robotniczej rodziny. Wszyscy moi przyjaciele z podstawówki byli z podobnych domów. Grając na brudnym podwórku w kule duńskie albo w wyścig pokoju na kapsle – Czesław Lang był naszym liderem, powiedziałam mu to, jak go poznałam – wiedzieliśmy jedno, jeśli nie chcesz do końca życia mieszkać we współlokatorskim mieszkaniu, musisz o to walczyć. Nie powiedzieli mi tego rodzice, tylko nauczyciele, którzy byli dla nas autorytetami. Kiedy kończyłam ośmioletnią podstawówkę ze świadectwem z czerwonym paskiem i listem pochwalnym, usłyszałam od rodziców: „Paulina, musisz iść do zawodówki, musisz zarabiać, żeby nam pomóc”. W zawodówce już w pierwszej klasie na praktykach dostawałaś pieniądze. Moja nauczycielka polskiego, pani Elżbieta Jakubowska, położyła się wtedy Rejtanem: „Proszę państwa, ona musi iść do liceum, ona musi studiować. Nie możecie odebrać jej tej szansy!”. W mojej rodzinie nikt nigdy o studiach nawet nie pomyślał. To był przełom. Co ich ostatecznie przekonało? Zawarłam z moim tatą układ: „Tato, mam 15 lat, wiem, że muszę dokładać się do domu, bo jest nam ciężko, ale zróbmy tak, nie wyłożysz na moją edukację ani złotówki, ja na wszystko zarobię sama, tylko daj mi szansę i pozwól, żebym nadal mogła z wami mieszkać”. Zgodził się. A ja od pierwszej klasy liceum w weekendy i popołudniami myłam szyby na stacjach CPN, nocami wynajmowałam się do pilnowania dzieci i uczyłam się języków po to, żeby pracować na targach poznańskich jako hostessa. Przypominam ci, że wtedy hostessa myła podłogi, robiła kawę i sprzątała toalety! Po jakimś czasie awansowałam na szefa takich hostess. Tam mnie zobaczyły Kasia i Gosia Zgoła z agencji modelek Skandal. Bardzo wiele im zawdzięczam, bo któraś z nich zapytała: „Słuchaj, a ty myślałaś, żeby być modelką?”. Do dziś pamiętam mój szok, bo oczywiście nie myślałam. Maciek Mańkowski, genialny fotograf, zrobił mi pierwszą sesję. Czasami z Kaśką, Kamilą i Karoliną, moimi przyjaciółkami z dzieciństwa, to wspominamy. Że jesteśmy, tu gdzie jesteśmy, symbolicznie daleko od Jeżyc, każda z nas ma swój dom, rodzinę, jest wykształcona, po studiach… To jest niesamowite, że bieda nas tak zmobilizowała. Podobno poznanianka jest: „pracowita, zaradna i oszczędna”. Wpisujecie się w model. Wasze dzieci w porównaniu z Waszym dzieciństwem mają wszystko podane na tacy. Myślisz o tym czasami? Uważam, że my im dałyśmy ogromne poczucie bezpieczeństwa. I to poczucie jest motorem ich działania. Mnie tego brakowało. Zawsze mówię do Franka, bo Julek ma dopiero 12 lat: „Franek, dostałeś wszystkie narzędzia, żeby łowić ryby. Ile ich złowisz i jakie, twoja sprawa, bo jesteś już dorosły. Chcesz mieszkać w igloo na Antarktydzie, proszę bardzo. Chcesz jechać do chaty masajskiej z krowiego gówna – człowieku, jedź. Masz paszport w szufladzie. To twój wybór. Ja ciebie zawsze i wszędzie będę wspierać”. Pamiętam, jak Franek się buntował, kiedy w liceum uczyłam go prać, prasować, sprzątać, wysłałam na kurs gotowania, na kurs barmański. „Słuchaj – tłumaczyłam – nie zginiesz z głodu i zawsze będziesz mógł dorobić, barmani są potrzebni wszędzie. Ucz się języków, bo to otwiera drzwi na cały świat”. Jest szalenie samodzielny, umie gotować, zna pięć języków, może pracować, gdzie chce. I wierzy w siebie. My taką wiarę budowałyśmy przez lata. Zawsze myślałam: jak chcesz na kogoś liczyć, licz na siebie. Mój mąż czasami mówi: „Do cholery, dlaczego bierzesz wszystko na klatę? Poproś o pomoc, odpuść”. Nie potrafiłam. Teraz piszę doktorat o kobietach w połowie życia. Z wywiadów, które przeprowadzam do swojej pracy, wiem, że cholernie brakuje nam poczucia bezpieczeństwa, wiary w siebie, wsparcia partnera, rodziny i państwa oraz umiejętności odpuszczania. Wszystko bierzemy na bary, bo jesteśmy z pokolenia „gniotsa, nie łamiotsa”. Padniesz, umrzesz, ale dasz radę. Dlatego cieszę się, że nasze dzieci potrafią być szczęśliwe. Zresztą uczę moich synów: „Wytarzaj się we własnych sukcesach. Naciesz się tym”. My sukces omawiamy pięć minut, ale porażkę 50 dni. Nawet nie potrafimy cieszyć się, że nam zupa wyszła, że pies na nasz widok merda ogonem, że ktoś nam powiedział komplement. Nasze dzieci to potrafią i ja im tego zazdroszczą. Kiedy poczułaś, że Ci się uda? Kiedy wzięłam udział w konkursie na prezenterów Jedynki. To była 15-osobowa ostatnia grupa, którą szkolił profesor Aleksander Bardini i pani Bożena Walter. Profesor Bardini powiedział: „Dziewczyno, poznański akcent, poznańska gwara… To jest cudne, ale nie w telewizji” i wysłał mnie na ulicę Miodową do Szkoły Teatralnej i do Akademii Telewizyjnej przy Woronicza, gdzie czekał mnie rok ciężkiej pracy. Wtedy trzeba było zdać egzamin na kartę ekranową z historii, polityki, ekonomii, ogólnej kultury, ona upoważniała do występowania na wizji. Teraz wystąpić może każdy. Zajęcia były za darmo, ale musiałam zarobić na bilet do Warszawy, znaleźć kogoś, kto mnie przenocował. Miałam 19 lat, byłam na pierwszym roku filologii polskiej Uniwersytetu Poznańskiego. Wiedziałam, że to moja ogromna szansa. Ile czasu tak dojeżdżałaś? Rok. Potem poszłam do telewizji i powiedziałam: „Przeprowadzam się do Warszawy”. Ale najpierw musiałam znaleźć sobie realną pracę, żeby się z niej utrzymać. Pomógł mi pan Roman Fulneczek, prezes PZU, który poznał mnie, jak debiutowałam na festiwalu w Sopocie: „Paulina, możesz być u nas stażystką w dziale… prewencji marki” (śmiech). O czymś takim jak PR nikt wtedy nie słyszał. Od tamtej pory zawsze pracowałam równocześnie w dużej korporacji, telewizja była dla mnie dodatkiem. Wprowadziłaś się z jedną walizeczką do pierwszego mieszkania w Warszawie. Na Żoliborzu. Będziesz się śmiała, ale dla mnie to było niesamowite, że mieszkam sama, mam tylko dla siebie łazienkę i kuchnię. Mogę wykąpać się, kiedy chcę, zrobić śniadanie, kiedy jestem głodna. A z drugiej strony – strach. Nikogo nie miałam w Warszawie, żadnej rodziny, przyjaciół. Jechałam na rano do PZU, kończyłam pracę o i biegłam do telewizji. Byłam umówiona, że jak mam dyżur jako prezenterka, biorę wolne. Ale ten wolny dzień musiałam potem odpracować w sobotę albo w niedzielę. Przeniosłam się na UW i kończyłam studia. Co Cię napędzało? Myśl o przyszłości, która Cię czeka? Myśl, że nie dam satysfakcji tym, którzy jak wyjeżdżałam z Poznania do Warszawy, pukali się w czoło i mówili: „Stara, TY?! Z tej dzielnicy, z takiej biedy?! Nie dasz rady! Kilka miesięcy i wrócisz. Zobaczysz”. Zawzięłam się. A właśnie na złość wam dam sobie radę. Wiesz, co mi pomogło? Tak naprawdę wiatru w żagle dała mi pierwsza miłość. Pomyślałam wtedy: żyję w dużym mieście, mam świetną pracę, jestem zakochana… jak może mi się nie udać? Niewiele miałam, ale wiedziałam, że to nie rzeczy materialne dodają skrzydeł, tylko ludzie, relacje i uczucia. Moja przyjaciółka Basia Koczanowicz mówi: „Pamiętam cię jako chudą Paulinkę, na cienkich nóżkach, która chodziła tak ciężko, jakby przedzierała się z maczetą przez dżunglę, ale z wysoko podniesioną głową i z tym zniewalającym uśmiechem”. Przeszłam przez dżunglę, jestem na plaży (śmiech). Rodzice byli dumni? Przerażeni. Jak zarobiłam pierwsze pieniądze, powiedziałam: „Mamo, kupię ci bilet, przyjedź, zobaczysz, jak wygląda moje życie”. Do dziś pamiętam, że ona przez ten weekend, kiedy była, w ogóle się nie odzywała. Dla niej to był szok. Miasto, ludzie, moje mieszkanko. Moja niezależność. Moja miłość. Do głowy nigdy jej nie przyszło, że młoda dziewczyna może mieć takie życie. Że to jest w ogóle realne. Wyjechała z zachwytem i strachem, że to tylko sen, bańka mydlana. Za chwilę pęknie i zniknie. Poznanianki, podobno, są konserwatywne i wierne w związkach. Gdzie znalazłaś Maćka? Pracowaliśmy razem w telewizji, ale nie znaliśmy się. To było, kiedy Adam Małysz w Zakopanem odniósł swój pierwszy sukces. Maciej był reporterem, ja też tam byłam i przy jakiejś okazji zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Pamiętam, jak pomyślałam, że to fascynujący facet. Poszliśmy na pierwszą randkę pojeździć na łyżwach, wyobrażasz sobie coś takiego? Zakopane, noc, puste lodowisko i my dwoje. Ja miałam wtedy chłopaka, patafiana, Maciek dziewczynę, ale oboje dojrzewaliśmy do rozstania. Po trzech miesiącach – do tej pory śmiejemy się z tego – pierwsza do niego zadzwoniłam: „Może się spotkamy?”. Poszliśmy na jakiś film do kina Polonia. Po seansie mówię: „To chodź, trochę jeszcze posiedzimy u mnie”. Maciek wynajmował mieszkanie na Woli, ja na Ursynowie. „Nie mam potem jak stamtąd wrócić, nie będzie żadnego autobusu”. Ja na to: „Ale kto powiedział, że musisz w nocy wracać…?” (śmiech). Przyszedł na noc, został na zawsze. Staliśmy się nierozłączni. Poznaliśmy się w styczniu, ja do niego zadzwoniłam w marcu, we wrześniu wzięliśmy ślub. Powiedziałaś mi kiedyś, że nie wyobrażasz sobie bycia z kimś innym. I ja wiem, że to jest prawda. Nie powinnam tak mówić, bo zaraz wyleje się na mnie wiadro hejtu, ale powiem oczywiście: mam naprawdę fantastycznego męża, ale ja też jestem boska. Uważam, że ja na tę miłość zasłużyłam. Poza tym nasz związek to bardzo ciężka praca. Cudowne jest to, że Maciek też jest z biednej rodziny, choć nie mieszkał w takich warunkach jak ja. Kiedy przyjechał do Poznania, nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Jego rodzice jednak mieli własne mieszkanie w Kaliszu, na ulicy Widok. My nie mieliśmy nic. Z Maćkiem też wszystkiego dorabialiście się razem, ale to właśnie buduje bardzo silną więź. Suknię ślubną wzięłam na raty. Nie było nas stać, żeby wejść do sklepu i ją kupić. Pierwsza ciąża, z Frankiem, była dla mnie bardzo ciężka, musiałam całą przeleżeć w domu, a końcówkę na patologii ciąży. Nie miałam pracy w telewizji, bo pewna wredna suka, która do tej pory nie ma dzieci i nigdy nie wyszła za mąż, kiedy zaszłam w ciążę, po prostu wykreśliła mnie z grafiku. Nie miałam etatu w PZU. Maciek był początkującym dziennikarzem… byliśmy na zerze. Oczywiście rodzice pomagali nam jak mogli, ale nigdy im się nie przelewało. Staliśmy z Maćkiem przed dylematem, jak kupować, żeby wystarczyło na moje leki, rachunki i na jedzenie. My w ogóle nie znamy życia pełnego balang, imprez, wakacji, wydawania pieniędzy. Największym naszym stresem było wzięcie kredytu na 30 lat. Wiem coś o tym… Poza tym 30 lat dla młodego człowieka to wieczność. Maciek bardzo ciężko pracował, ja też, i za cenę ogromnych wyrzeczeń, udało nam się spłacić ten kredyt wcześniej. To tylko moja opinia, ale nie rozumiem młodych ludzi, którzy zasuwają w korporacji i biorą ogromne kredyty po to, żeby kupić wielkie domy, luksusowe samochody i wyjechać na wakacje za bajońskie kwoty. Żyją ponad stan, a kiedy nagle, z różnych przyczyn, kończy się praca w korporacji, zaczyna się dramat. Ludzie toną w niespłacalnych długach, małżeństwa się rozpadają. Niedawno mąż mojej koleżanki popełnił samobójstwo. Została sama z żalem po jego śmierci, dziećmi i… długami. Koszmar. Ludzi niszczy brak racjonalnego myślenia. Ale z drugiej strony nieraz słyszałam pod naszym adresem: „Ale kretyni, nie zwiedzali świata, nie chodzili do klubów, nie imprezowali, nie korzystali z życia”. Owszem, nie byłam nigdy na Bali, Malediwach czy Dominikanie, nie chodziłam do modnych klubów. Uwielbiam posiedzieć z książką na swoim tarasie, jeżdżę starym samochodem. Nie mam ambicji materialnych. Ale wiesz, co mam? Mam świetną rodzinę, cudownego męża i dzieci. Ja Cię rozumiem i to chyba nie jest tylko kwestia pokoleniowa, ale wspólnoty doświadczeń. Kiedy tak naprawdę odetchnęłaś? Kiedy spłaciliśmy kredyt. Wpłaciliśmy ostatnią ratę i nie mogliśmy uwierzyć, że to koniec. Maciek pytał: „Paulina, czy to się dzieje naprawdę?”. Niesamowita ulga. Ale też złość, bo kiedy spłacasz kredyt wcześniej, musisz za to dodatkowo zapłacić, jak jakąś karę. Przecież to jest kradzież ze strony banku i państwa! Niewiarygodne, jak życie na kredyt stresuje. Myślę, że nas po prostu nie przygotowano do tego społecznie. Amerykanie zawsze żyli na kredyt, ale mają ludzkie opodatkowanie i sensownych doradców. Kiedy dostaję wycinek z mojej pensji, a cały miesiąc ciężko na nią pracuję, i widzę że prawie 50 procent odpada na różne urzędy i podatki, szlag mnie trafia. Wczoraj przyszło do mnie zawiadomienie z ZUS – a pracuję już 25 lat – że po tych 25 latach pracy, ze składkami, jakie nagromadziłam, na dzień dzisiejszy dostanę 1800 złotych emerytury brutto. Jeśli będę pracowała do 60. roku życia, tak jak PiS na nasze nieszczęście zadecydowało, to dostanę 2200 brutto. I wiesz co, spojrzałam na tę kartkę i pomyślałam: a pocałujcie wy mnie w dupę. Czyli zamierzasz pracować tak długo, jak dasz radę. W większości krajów na świecie wydłuża się czas pracy, ponieważ społeczeństwo się starzeje. Jeśli nasze pokolenie, mówię o kobietach oczywiście, według najnowszych danych ma żyć 86–92 lata i w wieku 60 lat przejdziemy na emeryturę, to co my – pytam partię rządzącą – przez te 30 lat będziemy robić?! Z taką emeryturą?! W tym roku obchodzimy 100 lat niepodległości Polski. I 100 lat praw kobiet, o których prawie nikt nie mówi. Dzięki ludziom, którzy bezinteresownie dali mi szansę, podali rękę, jestem tu, gdzie jestem. Wiele zawdzięczam kobietom. Miałaś taki moment, kiedy życie o mało Cię nie zabiło... Ale bardziej psychicznie niż fizycznie. Miałam dwie takie sytuacje. Dziewięcioletnia różnica między Frankiem a Julkiem jest spowodowana tym, że byłam w ciąży z bliźniakami. Prawdopodobnie dzisiaj można by ich było uratować, wtedy się nie udało. Nikt nie umiał rozmawiać z matką, która musiała urodzić dwójkę martwych chłopców, która wciąż ma wielkie piersi pełne mleka i totalną depresję. Na pytanie: „Co z nimi zrobicie” z łaski ktoś ci coś odburknie, więc błagasz: „Byle nie do śmietnika”. Nie możesz rozpaczać, bo leżysz z kobietami w ciąży: „Proszę nie ryczeć, proszę nie histeryzować! Pani stresuje matki, które zaraz będą rodzić…”. Brak mi słów… Właściwie ratunkiem był tylko Maciek i Franek, który miał wtedy 9 lat. Czekał na braci: „Wreszcie będę miał rodzeństwo! Hura, hura, hura”, a ty musisz mu wytłumaczyć, dlaczego ich nie ma. Wszystkie mamy wychodzą z maluchami w kołyskach i fotelikach, a Maciek mnie zabiera w całkowitej rozpaczy, z wiszącym pustym brzuchem i piersiami, z których cieknie mleko. W domu cisza… Nikt z tobą nie potrafi rozmawiać, nawet matka. Ale najbardziej wkurzający są znajomi, którzy mówią: „Ale już się tak nie przejmuj, przecież będzie następne”. No, ożeż k...! Wracasz do pracy, ludzie cię unikają, po kilku dniach przychodzi do ciebie szef: „Wiesz, zabrałem ci wszystkie projekty, bo tak sobie z zespołem rozmawialiśmy, że chyba nie dasz rady psychicznie”. Zabierają ci wszystko… Wtedy Łukasz Wejchert wyciągnął do mnie rękę. Widząc, w jakim jestem stanie, powiedział: „Paulinka, zostałem szefem Onetu, chodź, zbudujesz mi dział PR. Ty dasz radę!”. Dzięki niemu, spokojowi, który zapewnił mi w pracy, zaszłam w drugą ciążę. Julek też jest z ciąży bliźniaczej, ale Julka udało się uratować, jego brata nie. Taki los… Podziwiam Cię, chyba nie każda z nas potrafiłaby go udźwignąć. Myślałam, że to mnie zabije, bo bardzo długo we mnie tkwiło. No ale radość z tego, że jest Julek, który ma wspaniały charakter, w ogóle jest fantastyczny, jest pogodnym, uśmiechniętym, szczerym dzieckiem, wszystko mi wynagrodziła. Ale smutek jest nieustannie. Kolejny test od życia to cały ten rok. Ciężko pracuję, bez oddechu, nakręcona, pozytywna, otwarta, kreatywna, zdobywam nagrody, uznanie środowiska Public Relations, chciałabym, żeby wszystkim moim pracownikom i współpracownikom było dobrze. I tak to już z nami kobietami jest. Najpierw myślimy o wszystkich dookoła, na końcu o sobie. Zapominamy, że jak nasz silnik nie zadziała, nagle wszystko się posypie. Zawiodło moje zdrowie, ale tym samym zawiódł mój pracodawca. Chora kobieta to dla nich problem. Stajemy się dla pracodawcy bezużyteczne. O tym wszystkim zresztą opowiadamy w naszym wywiadzie na Właśnie zaczął się nowy rok, nowy rozdział, nowe nadzieje. Pytam Cię więc, co dalej? Przede wszystkim zacznę wreszcie spełniać marzenia, czyli skupiam się i rozwijam moje szkolenia dla pracowników i pracodawców, kobiet i mężczyzn, wykłady, programy motywacyjne, bo ja nie tylko jestem teoretykiem, ale też praktykiem z 25-letnim doświadczeniem i specjalistą od komunikacji. Po wielu latach w korporacjach wiem, bo sama tego zaznałam, co to mobbing, sexual harassment, poczucie beznadziejności i rozterki, gdy ja w biurze, a dziecko w przedszkolu. Wiem, co to presja, stres, KPI’s, szklany sufit dla kobiet, szefowie śmiejący się z akcji #MeToo i kobiety niszczące inne kobiety, ale dla nich – jak mówi Sylwia Chutnik – jest specjalne miejsce w piekle. I mam jeszcze jedno – temperament, jeżycki charakter, poznański etos wartości i kocham ludzi. Chcę robić ważne rzeczy dla kobiet i mam taką potrzebę, może ktoś powie, że jestem głupia i naiwna, trudno. Ale przede wszystkim chcę się nażyć, pożyć, pooddychać, kochać i jeszcze uśmiechać się szelmowsko do losu, grając z moim Julkiem w planszówki, a z Frankiem pogadać o jego planach na przyszłość. Tak, na to zasłużyłam! Fot. Mateusz Stankiewicz/AF PHOTO Fot. East News Fot. ONS Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski uchodzili za zgodne i kochające się małżeństwo. Ku zaskoczeniu wszystkich para po 23 latach postanowiła się rozstać. W rozmowie z magazynem "Viva!" dziennikarka zdradziła dlaczego rozstała się z mężem. Paulina Smaszcz-Kurzajewska opowiedziała o rozstaniu z Maciejem KurzajewskimPaulina Smaszcz Kurzajewska i Maciej Kurzajewski byli małżeństwem przez 23 lata. Para doczekała się synów: Franciszka i Juliana. Jesienią 2019 roku Paulina Smaszcz-Kurzajewska poinformowała o rozstaniu z mężem. Prezenterka i menedżerka udzieliła niedawno wywiadu magazynowi "Viva!" w którym opowiedziała o rozstaniu z małżonkiem. Zdradziła też, dlaczego partner odsunął się od niej."Mam ogromny szacunek dla Maćka. Jest bardzo inteligentnym, błyskotliwym, rewelacyjnym facetem i genialnym ojcem. Ale zauważyłam w pewnym momencie, że przestałam wzbudzać jego zainteresowanie. Że nie ciekawi go, czym się zajmuję, jak się czuję, co ja mówię. Zapytałam go kiedyś: „Słuchaj, a nie chciałbyś wpaść na moje szkolenie? Przychodzi do mnie ponad tysiąc kobiet, w ciągu dwóch miesięcy byłam w dziesięciu miastach. Nie chciałbyś choć raz zobaczyć co ja robię, o czym ja tam mówię?”- cytuje słowa dziennikarki "Viva!".Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski. Małżeństwo nie przetrwało próby czasuW dalszej części wywiadu Smaszcz-Kurzajewska zdradziła, że to nie ona odeszła."Końca miłości nie „zapowiada” krzyk, awantury, emocjonalna szarpanina, tylko cisza. W domach, w których nie ma miłości, jest coraz ciszej. Nikt już ze sobą nie rozmawia, nikt nie ma sobie nic do powiedzenia. Miłość polega między innymi na tym, że jesteś zainteresowana drugim człowiekiem. Kiedy kobieta mówi: „Ja mu jeszcze robię awantury” - to znaczy, że ona jeszcze kocha. Ale jak jej nie interesuje co on je, co on myśli, gdzie on bywa, gdzie śpi, co ma do powiedzenia, to znaczy, że już nie kocha. Tylko że u mnie było odwrotnie. To ja czuję się opuszczona. Nie ja odchodziłam..." - powiedziała Smaszcz-Kurzajewska dodała też, że właśnie do jej małżeństwa wkradła się cisza ".„Wyobraź sobie, że siedzicie przez czterdzieści minut przy stole i nie rozmawiacie. Jedno czyta Wyborczą, drugie Przegląd Sportowy… i jest cisza. Nie ma złości, agresji, pretensji, tylko obustronna akceptacja tego, co ma się wydarzyć”. Data utworzenia: 9 stycznia 2020, 19:00. Przez niemal ćwierć wieku byli zgodnym małżeństwem. Paulina Smaszcz-Kurzajewska po 23 latach wspólnego pożycia jednak w zeszłym roku rozstała z Maciejem Kurzajewskim. Chociaż wcześniej nie zdradzała szczegółów rozstania, teraz w rozmowie z „Vivą!” podała jego powód. Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski Foto: Aleksander Majdański / – Zauważyłam w pewnym momencie, że przestałam wzbudzać jego zainteresowanie. Że nie ciekawi go, czym się zajmuję, jak się czuję, co ja mówię. Zapytałam go kiedyś: „Słuchaj, a nie chciałbyś wpaść na moje szkolenie? Przychodzi do mnie ponad tysiąc kobiet, w ciągu dwóch miesięcy byłam w dziesięciu miastach. Nie chciałbyś choć raz zobaczyć co ja robię, o czym ja tam mówię? – wyznała dziennikarka w rozmowie z dwutygodnikiem. W dalszej części wywiadu Smaszcz-Kurzajewska zdradziła, że to nie z jej powodu rozpadło się jej małżeństwo. – Końca miłości nie „zapowiada” krzyk, awantury, emocjonalna szarpanina, tylko cisza. W domach, w których nie ma miłości, jest coraz ciszej. Nikt już ze sobą nie rozmawia, nikt nie ma sobie nic do powiedzenia. Miłość polega między innymi na tym, że jesteś zainteresowana drugim człowiekiem. Kiedy kobieta mówi: „Ja mu jeszcze robię awantury” - to znaczy, że ona jeszcze kocha. Ale jak jej nie interesuje co on je, co on myśli, gdzie on bywa, gdzie śpi, co ma do powiedzenia, to znaczy, że już nie kocha. Tylko że u mnie było odwrotnie. To ja czuję się opuszczona. Nie ja odchodziłam... – opowiedziała o swoim doświadczeniu Paulina. Przypomnijmy, że pierwsze informacje o rozstaniu Kurzajewskich pojawiły się w mediach na początku października. Zobacz także: Zobacz także Smaszcz-Kurzajewska po raz pierwszy skomentowała rozstanie z mężem Problemy Kurzajewskiego. Najpierw rozstanie, a teraz to /5 Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski VIPHOTO / East News Dziennikarka skomentowała rozwód z mężem /5 Paulina Smaszcz-Kurzajewska Aleksander Majdański / W pewnym momencie Macieja Kurzajewskiego przestało interesować życie żony /5 Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski Aleksander Majdański / Byli małżeństwem 23 lata /5 Paulina Smaszcz-Kurzajewska Aleksander Majdański / Pierwsze informacje o ich rozstaniu pojawiły się w październiku zeszłego roku /5 Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski Paulina opowiedziała o trudnym rozstaniu w wywiadzie dla magazynu „Viva!” Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Ostatni rok postawił jej życie do góry nogami. Po 23 latach małżeństwa Paulina Smaszcz-Kurzajewska (47) rozstała się z mężem, dziennikarzem TVP Maciejem Kurzajewskim, i zaczęła wszystko od nowa. Kupiła mieszkanie, prowadzi szkolenia motywacyjne dla kobiet. – Jestem szczęśliwa i cieszę się tym, co przynosi mi każdy dzień – mówi „Fleszowi” . Nie od razu tak było. – Czuję, że moje życie powoli wraca na właściwy tor. Ostatnie miesiące przypominały rozpędzony rollercoaster – przyznaje. Ale to już za nią. Od kilku tygodni Paulina znów się szeroko uśmiecha. Tak jak uśmiecha się tylko zakochana kobieta! Jej partnerem jest Rafał Krauze, marketingowiec związany z rynkiem mediów. – Kocham i jestem kochana, a miłość chyba każdej kobiecie dodaje skrzydeł – dodaje Smaszcz-Kurzajewska. Kiedy na nią patrzę, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Dzielisz swoje życie na to przed rozwodem i po nim? Absolutnie nie. Jestem tym samym człowiekiem, mam takie same wartości, ideały, spojrzenie na świat. Tylko doświadczenia mam nowe – te dobre, i te złe. Ufam swojej intuicji, bo, jak się okazuje, ona zawsze podpowiada najlepsze rozwiązania. Zobacz także: Paulina Smaszcz-Kurzajewska pokazała, jak wygląda jej nowy dom. To tu wyleczy złamane serce? Zdarza się, że kobiety o niej zapominają. Niestety, wciąż częściej niż rzadziej, bo kobiety bardziej od mężczyzn boją się zmian. Czasemcgdy patrzymy w lustro, po drugiej stronie widzimy naszego największego wroga – strach. I tylko od nas zależy, czy ten strach pozwoli nam działać. Lęk przed opuszczeniem tego, co znane, skutecznie nas paraliżuje. W życiu nieraz szłam pod prąd, bo wychodzę z założenia, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować, że się czegoś nie zrobiło. Wielu rzeczy w życiu żałujesz? Nie żałuję, że zrobiłam mnóstwo dobrych rzeczy i pomogłam wielu osobom. Żałuję jedynie, że zrobiłamcje dla niewłaściwych ludzi, mogąc spożytkowaćcenergię na tych bardziej wartościowych, którzy inspirują i wywołują pozytywne emocje. Co masz dziś w sercu? Nadzieję na wspaniałą drugą połowę życia. A po pierwszej połowie w jakim momencie jesteś? Ciągle w najlepszym! (śmiech). Mam na koncie bagaż doświadczeń i sporo porażek, a w głowie wciąż mnóstwo przemyśleń. Ostatnie miesiące zweryfikowały wiele przyjaźni. Pokazały, na kogo naprawdę mogę liczyć. Zaczynam budować wszystko od nowa. Idealnie wpisuję się w tematykę mojego doktoratu – portret kobiet w połowie biegu życia. I jaki portret się rysuje? Dochodzę do smutnych wniosków. Dla wykształconych kobiet w kwiecie wieku, które mają doświadczenie, nie ma ofert pracy na współczesnym rynku. Nikt nie wykorzystuje ich potencjału, nie ma na nie pomysłu, nikt nie docenia, ile dobrego mogą wnieść do firmy. Taka kobieta nie spieszy się do domu, bo z reguły ma już odchowane dzieci. Wie, czego chce. Wie, co ją cieszy, na co nie daje zgody. Czujesz się jedną z tych kobiet? Czasem tak, ale nie daję się negatywnemu myśleniu. Jestem nauczona walczyć i się nie poddawać się, choćby życie rzucało mi kłody pod nogi. Mam przed sobą drugą połowę życia i nie chcę jej zmarnować. Nie zamierzam czekać, aż coś przyjdzie do mnie samo, wyrzeźbię szczęście własnymi rękami (śmiech). To jest właśnie kobieta sukcesu! A ty sama co zaliczasz do swoich sukcesów? To, że mam wspaniałych mądrych synów. Razem z ich tatą, a moim byłym mężem Maćkiem zawsze rozmawialiśmy z nimi jak z partnerami. Sukcesem, zwłaszcza w show-biznesie jest też rozwód, który udało nam się przeprowadzić w pokojowej atmosferze. Jestem dumna, że potrafiliśmy schować do kieszeni nasz egoizm i pomyśleliśmy o naszych synach, dla których rozstanie rodziców, zwłaszcza po tylu latach, też było bolesne. Co jeszcze wpisałabyś na tę listę? Na pewno to, że nadal mam własne zdanie i nie boję się wyrażać opinii, za które potem mierzę się z hejtem i nieprzychylnymi komentarzami. Jestem wierna sobie. Nie wstydzę się, tego kim jestem i skąd pochodzę. Wychowałam się w biednej dzielnicy Poznania, w rodzinie, w której nieraz brakowało pieniędzy, i… uważam to za atut, bo to zbudowało mój kręgosłup. I nauczyło asertywności, której ci nie brakuje! To prawda. Mam odwagę mówić: kocham, uwielbiam, ubóstwiam, ale mam też odwagę asertywnie stawiać granice. Niestety, wiele osób wciąż myli asertywność z agresją i byciem na „nie”. Dla mnie jest to umiejętność zarządzania sobą w sytuacjach kryzysowych, które są dla nas niechciane. Taka postawa pozwala mi jeszcze bardziej doceniać tych, którzy są ze mną, dają mi dobre słowo i wsparcie. Miałaś też odwagę znów się zakochać! (śmiech) A czym jest życie bez miłości? Znam wiele dobrze sytuowanych kobiet, które mają świetną pracę, piękny dom i samochód, ale są potwornie samotnie i nieszczęśliwe, bo nie mają z kim tego dzielić. Mnie cieszą drobiazgi: że mam z kim wypić poranną kawę, pogadać o tym, co mnie boli, co mnie zajmuje, obejrzeć wieczorem dobry film. Z moim obecnym partnerem Rafałem (Krauze - przyp. red.) mamy te same oczekiwania, podobne spojrzenie na świat. Lubimy się takimi, jakimi jesteśmy. Ze wszystkimi wadami i zaletami. Mat. pryw. Brzmi jak ideał! Jak się poznaliście? Z Rafałem znamy się od wielu lat i do tej pory widywaliśmy się głównie na gruncie zawodowym. Od niedawna spotykamy się na innej płaszczyźnie – tej życiowej. Poznajemy się na nowo. Ujął mnie absolutną akceptacją – na wszystko. Dla każdej kobiety ważne jest, by jej partner powodował, że jej świat rozkwita. Wtedy tryska radością i energią. Widzę to u ciebie. Czuję, że moje życie powoli wraca na właściwy tor. Jestem szczęśliwa i cieszę się tym, co przynosi mi każdy dzień. Więcej nie mówię, żeby nie zapeszać. Optymistycznie patrzę w przyszłość. Kocham i jestem kochana, prowadzę szkolenia dla wspaniałych kobiet. Jeśli uda mi się jeszcze podreperować zdrowie, będę w pełni szczęśliwa. I nie zamierzam więcej swojego szczęścia odkładać na później, tylko korzystać z niego tu i teraz. Miano „kobiety petardy” zobowiązuje! Fakt (śmiech). Jestem kobietą petardą, a kobieta petarda ma być samoświadoma, samodzielna, ma uczyć się nowych rzeczy. Ma a też prawo płakać i mieć gorsze dni, bo jest tylko człowiekiem. Ale nie może pozwolić, by ludzie nią w życiu szarpali. To już rozumiem, dlaczego od niedawna zaczęłaś treningi w klubie dla zawodników MMA ! Coś w tym jest! (śmiech) W KSW Gym jednak trenuję nie po to, żeby bić się w klatce, tylko po to, żeby być zdrowsza. A w razie potrzeby wziąć się z życiem za bary i… wygrać! TYLKO U NAS „Zmagają się ciągle z wpychaniem je w szufladki, nie ma na nie...” Dziennikarka, prezenterka, autorka szkoleń motywacyjnych dla kobiet... I można by tak w kontekście Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej wymieniać jeszcze długo! Kolejna bohaterka najnowszej okładki VIVY! opowiedziała nam, w jaki sposób ogromnym wysiłkiem zapracowała na swoje nazwisko i jakie kobiety spotkała do tej pory na swojej drodze. W końcu kto zna Polki lepiej, niż ta, które je motywuje podczas wykładów? Paulina Smaszcz-Kurzajewska o pomocy kobietom i swoim tatuażu W trakcie wywiadu wideo dojrzeliśmy też na ręku Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej niezwykły tatuaż. Co to za napis i jakie przesłanie niesie? My już wiemy i musimy przyznać, że jesteśmy pod wrażeniem pomysłu. Każda Pani, jeśli tylko odwaga by na to pozwoliła, powinna w podobny sposób dodawać sobie na co dzień otuchy... Zgadzacie się? @

paulina smaszcz kurzajewska szkolenia