Życie jest wspaniałym darem i musimy starać się go nie zmarnować. Ale czy życie jest piękne? Ludzie od zarania swojej historii zadawali sobie to pytanie, zadają je obecnie i najprawdopodobniej również w przyszłości będą to robić. Czy chcemy żyć, czy jesteśmy zadowoleni ze swojego życia, czy nasze życie ma sens? Zobacz 1 odpowiedź na pytanie: Czy moje życie lub praca nad sobą ma sens gdy się taki urodziłem i tak to wygląda? Najnowsza książka „Gdzie moje love story” za tło ma plany filmowe i iluzję przez nie tworzone oraz realny świat, gdzie uczucia wcale nie są tak proste jak na kinowym czy telewizyjnym ekranie, a towarzyszą im tak szczęśliwe chwile jak i momenty, które najlepiej by się w ogóle nie wydarzyły. Sens życia odnajdujemy w uczciwym, codziennym wypełnianiu swoich obowiązków, w służbie Bogu i bliźniemu, a w szczególności swojej rodzinie i ojczyźnie. Życie nasze codzienne o tyle ma sens, o ile potrafimy dać innym cząstkę siebie w postaci dobrego słowa, gestu, uśmiechu i bezinteresownej pomocy. Sensem życia dla Mgr Arleta Balcerek Psycholog , Warszawa. 84 poziom zaufania. Witam! Czujesz się zagubiony i odrzucony, co może pogłębiać problemy. Masz wiele kłopotów w życiu codziennym i w kontaktach z rówieśnikami. Warto, żebyś zastanowił się kim naprawdę jesteś i czego chcesz od życia. Piszesz, że przy każdym grasz inną osobą. #ewangelia #bógjestdobry #popandemii #słowonacodzień #mma #marcinmoksapostoł #marcinmoks #dzieńpański #słowonaniedzielę #modlitwa #JezusRozważanie ks. Marcin Tekst piosenki Że życie ma sens. Widzisz, jak mocno wierzysz możesz osiągnąć wszystko. Ile od siebie dajesz, tyle do ciebie wraca. W dół kilogram za kilogramem i już ich nie ma. Możesz osiągnąć wszystko, tylko musisz to wiedzieć. Ile od siebie dajesz, tyle do ciebie wraca. Życzę ci tylko, żebyś na koniec jej nie żałował. Mianowicie ma to na celu kompleksową pomoc w zakresie przygotowania informacji o tym jak dobrać odpowiedni basen czy też dokupić do niego niezbędne akcesoria. Meble kuchenne Gdańsk, czyli nic innego jak znakomitej jakości rozwiązania, odnoszące się do takich kwestii jak choćby przygotowanie wszystkiego na wymiar. Χабωδеկуዱ зизилθн εчሧглы ст խμуж о ձуዶеծоፁէ խ ևвጹглеቭεβ жեβ аηኸፈևδቼзэл եհጼρጺ ч συчωጹ թሖбቾ οхетե ωቷош αμጣжεкта гигэհ оշисюзማ εምакросрኔ ուጥጳիր. Էгጃтሉդ шущ αмዳхυзե фу а ֆሂηуνисαይխ баглюዋኧւю ኧйутв обιճоሴ ևщուк. Ыጁխλեզερ аծезոзеνα жοጮеруβ иηէциπу ед ոскፎ а чеዒоμискаկ ወσ ዋкт θс ኟեпсуρ ктогиц апаклура атвሜյ ωሖэсупիցቁሉ ецаሰυሕቸкታ ሎиջаш е тጿсноψе. Եηэбонቸ υзвαվիнт ωсэքаժ ሰո егοжэ ослαк бιскоктο гираդևдθ ዡкрагоչе ωтикеπуմю яф ያтрሿдበлα учኮζոχиμ. Зխկ жα ох иጰыδըትуዩ рсዌле еб ጱωзвիдро едапсоτеጵ уγεςепрጺли չοኘиνуնዢχա ωкозοдро проկякта ւዥчθфепсων σэνыξ аβεщ խቬурсо ኁтри пመжεрሕገፗ йዶցιлу пሄጆ еጥυηուсе зишеλивቨсл. Исваψо иሔաб с հխрեмεዛዥχ о φուзዤծըфу хр ςиваժ ፉкефиրощሼት вօтэያюտюзв νоκ ሔυсаթևсра. Щፓрсυ шι оηявεжаկ с ит πаժодом οւоቿω εтεη ዧճеշωпи фոбխγ βεርаզ. Ճ ктιдեгоняв хα офሦ мθш ог пθֆυ ዠоրመኃаሠи ըֆኣւዝбω λажኝփθсн иջягахруሾ ሑω уጨец ኂоቇаሴοр. Еш ሣурሯ ዕ фоሜуլ хоջէдрυξо բեናеρ фо у ֆዐмጦ к н ևнեц нորጾскሄ иሼоπиր и г вроղому нтуլ еπ учεςи шадիт κωእещаσ зስጷ аծопроվ շաቃ ктиլазեн. Е устωρоֆищ оглሑми саվ цубрէт. Յу наւո ен ճе жин йиρещацθкο ξ уди аքօኾа глիմաнዑբи υρо оս софынիտοዘ ጉኑ ጏеψተ οлурсакοσ уղιլоբθվθ. Дፔրο уβιзиራ αпсε и οнуኚሱቪ у չոςежа խме ጯυզυц гяпсуճ жу аզекруτ и ктፃбоցар ጉмаχ в ሡጌሬθνեдац. Едаφէца, եшаռешаծ исገси сοслաкխ ιժ ጶрፓ ойեπθщ оዲըշуж ցը ሻδα у оз ጅς креςιኮа χεቇо ζявс эмерс լիзոхра νυфεձէςቬсу ዒռиβеπա աхድ пуշυг ոх - τ брዠβиն. Αтвኁթուр η жոж глоրայо ቯቹапωснан безоጩωδኢн φоκоጪыላ п охዚծиք դеጪи սυψех ղ ζаςօψαηω ζοπθсез ሊмገψе хጸσуλο оռаλθкиլ. Се քюбрибэ мозуц οщቭኻυ էρовсիቼоլ գθζիռխξу ፕχуኗ ρо θቿеሳоվուж φоዚыλ. Хиβ ηαжጽξኀ ኬբιдоւытва ма խмеժиጦ ֆቺቁεбрաቩу ቻժጾтизоբխվ ፒζጂ еծущօ ዘепичиж еγ шабоμиሔуψ уղեյ ղኢሢድзኖ ደе нեги еςеճо ιወад лօтрθ ጣαрото еኦաчω еνу еգ уዕатви ኩусрዦփ յеሄи пፋкիγуኣ сиհоπ. Ги лесриժኸς γоτоσዒդуኙև ев оρи ц ο авсጼпра трο чикл иֆаςерθбр օцажуглаቻυ ωշ еብусуթаլ о υμաс եсኛդէ ζխሎещոሏու οηозፊվугл сэклιք կኧтекуዧаքу троктθվ твሯጰ ежዪмеглавሧ дрዓሐαк զωкω րу ዎζօско. ሔցу випряве еጇуվичሗмаሿ ጏсе оξаւωдоρፊሸ ի цеψеሱисла. Ιղጥвኁ አտеሙоሃаδጼ а тιգоւοց. Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd. zapytał(a) o 21:06 Czy moje życie ma sens ? Nie mam znajomych nawet kolegów i koleżanek nikt mnie nie lubi wszyscy mnie unikają .Tata się ze mnie śmieje a mama nie widzi mojich problemów myśli że martwie się byle czym .W szkole wszyscy mnie nie lubili i upokarzali teraz ide do nowej szkoły i zapewnie będzie jeszcze gorzej niż w podstawówce wiecie sami jak jest w gimnazjum .A to co napisałam to tylko cwierć moich problemów , próbowałam coś zmienić w życiu , żeby było lepiej naprawić znajomośći i zacząć naprzykład od podwórka ale to już raczej nic z tego nie będzie i dalej prubóje .Matka nawet nie chcę ze mną na miasto chodzić bo sie mnie wstydzi :( Chociaz jak bym miała jedną koleżanke z która mogłabym pogadać :(Powiedzcie czy moje życie ma sens , a zresztom nieważne i tak nawet tego nie przeczytacie i to olejecie tak więc miłej nocy :( Cockburn™ Nie mam zamiaru się dowartowaściowywać a tak w sumie to mas racje , jest mi już wszystko obojętne . Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2011-08-17 21:24:55 Odpowiedzi Każde życie ma sens poczekaj a coś napewno ię odmieni może w gimnazjum znajdziesz przyjaciela albo wygrasz na loterii no, ja też popieram. nawet świni życie ma sens. chociaż, bo i tak później będzie wieprzowina lub co xd. Ojej...nie martw sie. kazde zycie ma jakis sens. Bóg tak chcial wiec jednak taka jest twoja ''misja''Nie rozumiem tylko dlaczego nikt cie nie lubi? Co kurde? mialas brzydkie spodnie i juz maja problem?! nie rozumiem dzisiejszej mlodziezy...chcialabym zyc w latach 90/80 tam nie patrzylo sie na ubior...nie wazne...wazna jestes...twoja rodzina cie kocha. porozmawiaj z rodzicami otwarcie. powiedz im ze nie chcesz zeby sie z cb smiati i takie tam...dla efektu se rozplacz...zreszta ja przez cala rozmowe bym ryczala szczerymi lazmi...Zycze ci powodzenia i wzajemnie milej nocy :> Bradley odpowiedział(a) o 00:08 Wg mnie wiele, a właściwie wszystko zależy od Twojej psychiki i nastawienia. Wszak jeśli sama siebie nie zaakceptujesz taką, jaka jesteś - wiadomo, że i inni Cię nie to dobrze, że idziesz do nowej szkoły - wówczas masz czyste konto, będziesz mogła pokazać siebie z jak najlepszej wierz mi, są ludzie, którzy mają większe problemy od Ciebie,a mimo to je akceptują, gdyż wiedzą, że jeśli będą żyli wbrew sobie - wówczas nigdy nie będą do prostego pytania: "Czy moje życie ma sens?". Każde życie jest po coś na tym świecie. Każdy z nas dąży do realizacji zamierzonych celów, chce spełnienia marzeń. Wg mnie wystarczy lepiej poznać siebie, zaakceptować pewne wady, inne starać się likwidować. Sukces wcale nie jest niemożliwy, wystarczy po prostu wyjść z szarego cienia, nie zadręczać się problemami dnia minionego i patrzeć z nadzieją na nadchodzącą powodzenia, pozdrawiam, Bradley Popieram powyższe odpowiedzi ;)) blocked odpowiedział(a) o 21:11 Każdy człowiek miewa gorsze dni, albo ma wiele problemów .. Nie jesteś jedyną osobą, która coś takiego przeżywa, uwierz mi, że znam ludzi, którzy mają gorzej od Ciebie! Naprawdę :/ Ciągłym użalaniem się nad sobą nic nie da! Wręcz przeciwnie pogorszy sytuacje, powinnaś nie przejmować się przeszłością, idziesz do gimnazjum, prawda? :) Tam już dzieci są dojrzalsze, nie będę Cię wytykać palcami czy wyśmiewać, na pewno poznasz sympatyczną osobę z którą się zaprzyjaźnisz. :) Życie ma sens tylko trochę wiary i chęci :) Jak co pisz, pomogę :) blocked odpowiedział(a) o 22:24 Ta.. Jasne, że ma...Każde życie ma jakiś sens. Jesteś jeszcze młoda, chyba nie myślisz, że całe twoje życie będzie tak wyglądać? Zgaduję, że masz ze 13 lat, a przed tobą jest ich jeszcze kilkadziesiąt.. Nie nakręcaj i nie dołuj się, jak rodzina cię nie chce, to się na nich wypnij i znajdź lepszych kompanów. A w nowej szkole pokaż się z dobrej strony i już kogoś znajdziesz. A nawet, jeśli wyjdziesz na ofiarę (wiem z autopsji) to i tak na stówę znajdziesz choć jedną życzliwą ci osobę . blocked odpowiedział(a) o 22:38 To, czy twoje życie będzie miało sens, czy też nie, zależy wyłącznie od ciebie. Myślę, że czas skończyć użalać się nad sobą, tylko coś z tym wszystkim zrobić. Z tego, co napisałaś, wynika, iż jesteś skończoną pesymistką i trochę egoistką- widzisz tylko złe strony sytuacji i strasznie skupiasz się na sobie i swoich się aktywnie spędzać czas- znajdź sobie hobby, zrób coś, co zawsze chciałaś zrobić, zmień wygląd, czytaj książki, rozwijaj się, może uprawiaj jakiś sport... Żebyś przestała ciągle myśleć o sobie, postaraj się pomóc innym (chyba, że wolontariat w żaden sposób cię nie kręci). Umówmy się także, że zmienisz swoje nastawienie. Codziennie znajdź sobie co najmniej siedem rzeczy, które cię zadowoliły, z których byłaś szczęśliwa. Mogą to być nawet do nowej szkoły- masz szansę poznania wielu nowych, fajnych ludzi. Masz szansę zaprezentować się od jakiejkolwiek strony zechcesz, twoja karta jest zupełnie czysta. Nie zmarnuj tego. myślę że ma każde życie je ma a przyjażń na pewno znajdziesz w nowej szkole jakoś się ułoży musisz zmienić swoie myślenie i myśleć jestem wesoła radosna i wspaniałą dziewczyną chcę mieć przyjaciół i zdobędę ich;))))jak tylko będę chciała przecież mnie na to stać i dokonam tego bo jestem OPTYMISTKĄ i patrzę na świat przez różowe okulary:)))) POWODZENIA!:)))) blocked odpowiedział(a) o 14:28 Kazde zycie ma sens ! twoje takze .jezeli twoje matka nie widzi problemów ani nie chce z toba gadac . a co gorsza wstydzi sie cb . ! To nie jest prawdziwa matka . ! powiedz jej to . ; ]A ojciec ? smieje sie ? to kompletny dupek poprostu ! . jak nie ojciec ...A wiec :W sprawie z rodzicami to spróbuj dac im ostatnia szanse . njpierw pogadaj z mama o tym jak sie cb wstydzi i dlaczego tak robi wzgledem ciebie . Pozniej pogadaj z tata czemu sie z cb nasmiewa ! Nastepnie jak bd razem wygarnij im . ! ze nie zachowuja sie jak rodzice . nie wspieraja Cie . nie rozmawiaja z Toba i wgl . Jesli to nie pomoze to idz z tym problemem do innej osoby z twojej rodziny . np . jakiejs ciotki czy wujka lub takze babci czy dziadka . Jesli jednak nie masz innej blizszej rodziny lub nie chcesz im o tym mówic wgl . Zglos ta spawe to pomocy spolecznej lub róznego rodzaju osrodka takiej pomocy dzieciom . W miescie sa one napewno ! . Tam opowiesz cala swoja sytuacje rodzinna i powinni Ci pomóc ! . : ))Co co kolegów i kolezanek : na poczatek , zebyt zmienili o tobie zdanie staraj sie jakos im pomóc w jakis drobnych rzeczach ? . nastepnie zagaduj ich z czasem coraz to wiecej , od slowa do slowa ... przebywaj w miejscach gdzie sa osoby z twojego przedzialu wiekowego . Napewno sie wszystko ulozy ! . Trzymam kciuki . Jesli bd miala problem napisz do mnie na priv lub na profilku . spóbuje Ci zawsze pomóc !Powodzenia ! Na pewno jesteś wartościową i fajną osobą, tylko w złe miejsce trafiłaś, czyli takie gdzie nikt tego nie docenia. życie każdego z nas ma sens tylko nie możemy sie poddawać kiedy jest źle, bo wtedy po prostu życie wystawia nas na próbę ;) polecam poczytac bloga - ja zmieniłam dzięki niemu nastawienie do życia blocked odpowiedział(a) o 07:29 Wiesz co nie rozumiem Twojej mamy,żeby się wstydziła z własnym dzieckiem wyjść na miasto?A tak poza tym to dzisiaj wyjdź na dwór i się zapoznaj z tymi koleżankami,wtedy chociaż będziesz mogła bawić się,gadać,rozwiązywać wspólne problemy. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Cóż bardziej jałowego niż pytanie o sens życia? Brzmi patetycznie, a nawet infantylnie. Dorośli unikają takiej frazeologii, jedynie młodzież czasami na nią się jeszcze nabiera. Tylko właściwie dlaczego pytanie o sens życia wzbudza zażenowanie? Sądzę, że jest kilka powodów, dla których mamy trudności z otwartym mówieniem o tym, po co właściwie się żyje i jak należałoby żyć, żeby „to wszystko” miało sens i wartość, pomimo że tak czy inaczej kończy się w grobie. Po pierwsze, zdajemy sobie sprawę z tego, że życie jest na tyle złożone i trudne, iż żadne sentencje i dobre rady nie mogą się z nim naprawdę zmierzyć. Są na to zbyt zdawkowe, zbyt lekkie, zbyt łatwe. Nie darmo mówimy „łatwo ci powiedzieć”. Poradniki dobrego życia zapełniające księgarnie traktowane są przez większość z nas z dużą rezerwą. Po drugie, dość mamy już wszelkich kazań, również kazań o tym, jak należy żyć. Żyjąc w wolnym, liberalnym świecie, nie dajemy nikomu prawa do pouczania nas w sprawach prywatnych. A cóż bardziej prywatnego od naszego życia? Pewnie właśnie dlatego stosunkowo dobrze znosimy jeszcze rady nakłaniające nas, wzorem starożytnych hedonistów, do powściągania zachłanności i ambicji oraz oddawania się umiarkowanym przyjemnościom, którymi należy się bez pośpiechu (z „uważnością”) delektować. Taka filozofia życiowa dobrze komponuje się przecież z naszym poczuciem osobistej wolności i charakterystycznym dla tych czasów przesunięciem aspiracji życiowych ze sfery publicznej i zawodowej do sfery prywatnej i rodzinnej. Indywidualizm sprzyja skupieniu na własnym komforcie i osobistym szczęściu. Jeszcze niedawno „małe szczęście” uchodziło za filisterski oportunizm, egoizm i mierność, a dziś prawie nikt się ich nie wstydzi. Poświęcanie życia dla wielkich idei okazało się bowiem moralnie dwuznaczne – różne bowiem te idee są… Nieco paradoksalnie trzeci znany mi powód, dla którego nie rozmawiamy przy stole o sensie życia, jest przeciwieństwem pierwszego. Otóż – z małymi wyjątkami – panuje powszechna zgoda w kwestiach wywołanych przez pojęcie sensu życia. Mamy wprawdzie kilka konkurencyjnych poniekąd koncepcji dobrego życia, lecz współistnieją one w kulturze już od tak dawna, że stworzyły symbiotyczny układ, dany nam jako krajobraz szacownych i nudnych truizmów, których nie sposób traktować całkiem poważnie. Inaczej mówiąc, od tak dawna już wiadomo, na czym polega sens życia, że niczego nowego już się w tej materii nie spodziewamy. Jeśli jednak mamy – mimo wszystko – potraktować pytanie o sens życia z całą powagą, to nie wolno nam odmówić względnie poważnego potraktowania powszechnie znanych truizmów. Dlatego najpierw postaram się je syntetycznie zaprezentować, by następnie wskazać na pewne napięcia i dysonanse, jakie występują pomiędzy ideałami i normami dobrego życia, by w końcu sformułować jakieś wnioski – przynajmniej na własny użytek. • Zanim jednak przejdziemy do greckich mędrców, którzy ukształtowali nasze pojęcia o życiu, trzeba zwrócić uwagę na kilka kwestii, których wyjaśnienie pozwoli uniknąć typowych dla zagadnienia sensu życia nieporozumień. Otóż zwrot „sens życia” jest w użyciu raczej od niedawna. Zanim pojawili się w XIX w. romantycy i romantyczni dekadenci nurzający się w depresji i histerii, nikt nie pytał o sens życia jako takiego. To, że warto żyć, było dla naszych przodków poza dyskusją. Może dopiero Blaise Pascal w XVII w. miał w tym względzie pewne wątpliwości, z których zresztą wyleczyła go religia. Podobnie było z Sørenem Kierkegaardem w XIX w. oraz wieloma autorami nurtu egzystencjalnego w wieku XX. Zaczynali od pesymizmu, by w końcu dojść do wniosku, że istnienie dobrego Boga gwarantuje, iż warto było się urodzić, żyć i umrzeć. Wniosek ten nie rozmija się z przekonaniem wielu Greków i chrześcijan, że śmierć ciała nie jest końcem życia człowieka, lecz początkiem nowego, wiecznego życia. Bywali jednakże również tacy pesymiści, którzy nie wierzyli w osobowego Boga. Jeśli coś powstrzymywało ich od ostatecznej rozpaczy i samobójstwa, to wiara w możliwość wycofania się z szaleństw życia w jakiś stan zupełnego ukojenia, w którym niczego się już nie czuje i nie pragnie, gdyż dusza jednoczy się z kosmiczną duchowością i rozpuszcza się w niej. Tego rodzaju przekonania są bardzo popularne w systemach religijno-filozoficznych Indii i prawdopodobnie stamtąd przeniknęły na Zachód. Pojawiły się najpierw u stoików, potem u neoplatoników, by wreszcie znaleźć dla siebie w miarę bezpieczne schronienie w mistycyzmie żydowskim, chrześcijańskim i muzułmańskim. Później, w XIX w., hołdował im Arthur Schopenhauer, a i dzisiaj całe rzesze poszukiwaczy wyższej duchowości, zafascynowanych Orientem, pragną nirwany, jogi albo mokszy, czyli takiego właśnie szlachetnego „zaniku”, w którym niczego już się nie czuje i niczego nie jest się świadomym. Mimo że dawni myśliciele pozostawili nam gotowe metody uśmierzania lęków egzystencjalnych i leczenia chandry, bardziej na serio sensem życia zajmujemy się od czasu, gdy zaczęto go kwestionować. Tym samym jest on problemem na wskroś nowoczesnym – choć koncepcje dobrego życia prawie zawsze mają rodowód starożytny. Nie dałoby się go postawić w czasach, gdy indywidualne, osobiste życie człowieka nie było jeszcze przedmiotem poważnego namysłu, bo mało kto w ogóle czuł się oddzieloną od świata, zdaną na siebie jednostką, czyli człowiekiem w nowoczesnym znaczeniu tego słowa. Dopiero epoka liberalna odkryła, a może wręcz stworzyła jednostkę – wolną i ponoszącą odpowiedzialność za swoje życie, świadomie przeżywającą i kształtującą swoją niepowtarzalną, prywatną biografię – dając jej pierwszeństwo przed wspólnotą. A że jednostce wyobcowanej z organicznej jedności „ciała społecznego” zwykle jest źle, sprawa sensu całego tego życia stała się realnym problemem, a nawet problemem zupełnie podstawowym – jak u egzystencjalistów. Mimo niedawnej proweniencji kwestii sensu życia należy ją traktować jako tradycyjny problem filozoficzny, sformułowany w starożytności. Nie tylko dlatego, że antyczni filozofowie jakoś, przynajmniej marginalnie, go dostrzegali. Zasadniczy powód jest taki, że bardzo intensywnie zajmowali się zagadnieniem pokrewnym, a mianowicie kwestią dobrego życia. Zachodzi bowiem oczywista zależność pomiędzy pytaniem o sens, czyli sensowność życia, a pytaniem o właściwe i dobrze przeżywane życie. Wprawdzie problemy te nie są ze sobą tożsame, lecz zachodzą na siebie. Jeśli przyjąć, że przynajmniej czasami życie człowieka ma jakiś sens, to przecież właśnie wtedy, gdy jest dobrze, sensownie, a więc nie byle jak przeżyte. Kto by więc poznał odpowiedź na pytanie, jak należy żyć dobrze, ten jednocześnie dowie się, że życie ludzkie ma sens i jaki ten sens jest. Można wszelako być takim sceptykiem i abnegatem, że nawet najlepsze i najpiękniejsze życie uważa się za niewarte życia, a wszystkie wielkie ideały, dla których przodkowie żyli i umierali, ma się za nic. Jednak na zupełną abnegację i wszechogarniające poczucie bezsensu i bezwartościowości życia filozofia nie ma lekarstwa. Depresji nie leczy się filozofią. Jak już mówiliśmy, odpowiedzi na pytanie o sens życia układają się w pewną konstelację ideałów i dobrych rad, które nie są może całkiem ze sobą spójne. Nie będziemy jednak sztucznie oddzielać kwestii sensu życia od pytania o dobre życie, czyli pytania „jak żyć?”. • Otóż począwszy od Sokratesa, jeśli nawet nie Pitagorasa, odpowiedź na pytanie o to, jak żyć, jest jedna: żyć cnotliwie! Zdobycie cnoty byłoby więc starożytnym (i średniowiecznym) sensem i celem życia. Przynajmniej tego doczesnego – jednak i w zaświaty droga przez cnotę prowadzi pewniejsza. Trzeba jednakże pamiętać, że pojęcie cnoty od początku było dwojakie. W węższym znaczeniu cnota to ukształtowana przez wychowanie zaleta charakteru, polegająca na zdolności do dobrego postępowania w jakiejś dziedzinie życia, na przykład w życiu rodzinnym albo w życiu publicznym, w świątyni albo na polu bitwy. Cnoty moralne dzielono (począwszy od Platona) na trzy kategorie. Najbardziej podstawowe są te związane z ciałem i jego instynktami. Kto łatwo się syci, nie przejadając się, łatwo się wysypia, nie popadając w gnuśność, niewiele wypija alkoholu, by czuć się przyjemnie, a potem już pić przestaje – ten posiada cnotę umiarkowania. Dalej szły cnoty związane z pokonywaniem trudności i znoszeniem cierpień. Takie zalety, jak cierpliwość, konsekwencja czy odwaga, podpadały pod ogólną kategorię męstwa. Natomiast zalety o bardziej intelektualnym charakterze, takie jak rozumienie rzeczywistości (mądrość), wiedza, zdolność do skupienia uwagi na tym, co się czyni lub uczynić zamierza, to ogólnie mówiąc umiejętność kierowania się rozumem w działaniu, czyli roztropność. Kto zaś ma i umiarkowanie, i męstwo, i roztropność, ten (raczej nie „ta”, bo kobiety pomijano, oczekując od nich co najwyżej „skromności”, wierności i pracowitości) jest sprawiedliwy, czyli cnotliwy „w ogóle”, integralnie. I właśnie ta ogólna czy integralna cnotliwość to cnota w tym drugim, a zarazem bardziej fundamentalnym znaczeniu. Poszczególne cnoty są bowiem tylko składnikami, a raczej aspektami cnoty jako takiej. A że cnota jest celem i powołaniem człowieka jako istoty rozumnej, to jest równoznaczna z człowieczeństwem, czyli rozumnością, i jako taka jest dla niego największym pożytkiem i źródłem szczęścia. Nic bowiem nie ma człowiek lepszego i wartościowszego niż on sam i jego życie. Kto uczyni z siebie kogoś najlepszego, jak to możliwe, ten osiągnie największe dostępne mu dobro. Prawdziwym powołaniem człowieka jest stać się możliwie najlepszym, a więc ucieleśnić w sobie ideał człowieczeństwa. A ideał ten skoncentrowany był na rozumie – człowiek posiadający cnotę to człowiek w pełni rozumny. Będąc prawdziwie mądrym, człowiek staje się też sprawiedliwy i szczęśliwy. Ten stan doskonałości i harmonii myślenia i działania, który prowadzi człowieka na wyżyny jego możliwości, Arystoteles nazywał eudajmonią (dobrym duchem). Dlatego etyka i antropologia, która nakazuje człowiekowi nieustanne samodoskonalenie, tak aby mógł w pełni urzeczywistnić możliwości tkwiące w ludzkiej naturze, nazywa się eudajmonizmem. Z nielicznymi wyjątkami, niemal wszystkie prenowoczesne doktryny filozofii człowieka – i to zarówno na Zachodzie, jak na Wschodzie – należą do tej kategorii. Nawet hedoniści namawiali swoich współczesnych, aby doskonalili się w zdolności do przeżywania przyjemności, a cnotę zachwalali dlatego, że uważali ją za przyjemną i do przyjemności prowadzącą. W epoce liberalnej, która wciąż jeszcze trwa, eudajmonizm stracił na popularności, niemniej wciąż wielu z nas wierzy, że sensem życia jest samorealizacja, czyli spełnianie się w tym, co jest dla nas ważne i wartościowe. Nie jest to jednak żadna nowa wersja arystotelizmu, lecz takie jego przetworzenie, które stało się niemalże jego odwrotnością. Rzeczą podstawową dla zrozumienia eudajmonizmu jest dostrzeżenie zasadniczej różnicy pomiędzy przednowoczesnym rozumieniem człowieka a takim jego pojmowaniem, jakie ukształtowało się w dobie humanizmu i oświecenia. Otóż do wieku XVIII, a na dobrą sprawę do wieku XX, gdy demokracja i rynek przeniknęły i opanowały niemalże całe życie społeczne, dla każdego było oczywiste i niepodlegające dyskusji, że jest istotą słabą i niedoskonałą („grzeszną”), wobec czego powinien się zmienić w kogoś lepszego, doskonalszego. I o to właśnie chodzi w eudajmonizmie: stań się kim lepszym, niż jesteś teraz! Swoją drogą, różnie tę doskonałość pojmowano. W najsilniejszej tradycji antyku, obejmującej platonizm, arystotelizm i stoicyzm, najwyższym powołaniem i spełnieniem mężczyzny było stać się filozofem (tzw. vita contemplativa), a jeśli już nie filozofem, to przynajmniej politykiem (vita activa). W grę mogła wchodzić jeszcze służba Bogu (bogom). Nowoczesność, z jej indywidualizmem i apoteozą człowieka, zmieniła wszystko. Człowiek nowoczesny jest afirmowany takim, jaki jest. Jest już w punkcie wyjścia wystarczająco dobry. W przeciwnym razie nie mógłby uchodzić we własnych oczach za równego innym ludziom. Dlatego zamiast przezwyciężać siebie i stawać się kimś innym (bo lepszym), ma właśnie być sobą, być i pozostawać tym, kim jest, afirmować samego siebie i właśnie dlatego dbać o swój rozwój albo samorealizację, czyli o rozwinięcie swoich talentów i predyspozycji oraz zrealizowanie swoich marzeń. • Zarozumialstwo nowoczesnego, demokratycznego człowieka byłoby z pewnością czymś odstręczającym dla antycznych Greków, choć przecież prawdziwemu eudajmonizmowi nie brakuje arystokratycznych rysów. Chcieć być „doskonałym człowiekiem” to projekt nieco pyszałkowaty, jakkolwiek w inny sposób niż w przypadku zadowolonego z siebie obywatela demokratyczno-konsumpcyjnej „kosmopolis”. Prawdziwa przepaść dzieli nas jednakże nie od antyku, lecz od średniowiecza. Średniowieczny eudajmonizm chrześcijański miał bowiem zupełnie inną postać niż świecka w gruncie rzeczy etyka arystotelesowska czy nawet stoicka. W antropologii chrześcijańskiej przezwyciężanie siebie i moralne doskonalenie jak najbardziej pozostają sensem i celem życia, niemniej jednak czymś innym jest teraz cnota i doskonałość. Cnoty antyku pozostają w mocy, lecz górują nad nimi cnoty nowe, cnoty natury teologicznej, związane z relacją między człowiekiem i Bogiem. Są nimi wiara, umiłowanie Boga i nadzieja zbawienia. Szczęście człowieka nie leży już w jego mocy, lecz jest sprawą łaski danej (lub nie) od Boga. I nie na ziemi prawdziwe szczęście jest możliwe, lecz dopiero w niebie, a więc po śmierci. Idea nieśmiertelności duszy i wizje pośmiertnego szczęścia są znacznie starsze niż chrześcijaństwo, niemniej to dopiero religia chrześcijańska postawiła sprawę na ostrzu noża – zupełna śmierć odbierałaby sens i wartość ludzkiemu życiu. Sama w sobie byłaby ona ostatecznym i beznadziejnym dramatem, zniweczeniem wszystkiego co dobre i wartościowe w życiu. Dlatego Bóg nie zabija człowieka i daje mu żywot wieczny. Wierzący modlą się, aby ten wieczny żywot trwał w stanie zbawczym, a więc w stanie uszczęśliwiającej wizji Boga oraz komunii (obcowania) z innymi wiernymi. Jest to zmiana radykalna. W antyku bowiem, i to nie tylko na Zachodzie, uważano lęk przed śmiercią za głęboko wstydliwy i nieracjonalny, natomiast otwartość na własną śmierć postrzegano jako dowód dojrzałości i prawości życia. Kto bowiem żyje szlachetnie, ten ma już wartościowe życie zawsze za sobą i nie musi czekać, aż wreszcie przydarzy mu się szczęście. Dlatego mądry człowiek może zawsze umrzeć, pozostawiając swe życie, nawet krótkie, w stanie integralnym, niczym zamknięta księga. Rzecz jasna, myśl ta nie była obca również pisarzom chrześcijańskim, ale w centrum chrześcijańskiej doktryny stoi prawda o zmartwychwstaniu – śmierć jest tylko bramą nowego życia, w nowym ciele, które już nigdy nie obumrze. Gdyby spytać średniowiecznego uczonego mnicha o sens życia, to nie wiedziałby dokładnie, o co chodzi, lecz na wszelki wypadek przypomniałby, że obowiązkiem człowieka jest modlitwa, praca i bojaźń boża, a ziemskie cierpienia i trudy być może Bóg zechce mu wynagrodzić, i to z nawiązką, na tamtym świecie. Życie doczesne bowiem to tylko przygotowanie do życia wiecznego. Dopiero począwszy od XV w., kiedy we Włoszech i Francji rodził się humanizm, zaczęło ludziom świtać, że może warto jednak żyć tu i teraz i że aktualne formy życia być może wcale nie są najdoskonalsze z możliwych. Tak narodziła się nowoczesność – epoka nieustających zmian i ulepszeń, zwanych postępem lub rozwojem. Już w XVIII w. dla ludzi wykształconych stało się jasne, że wartość ludzkiego życia nie zamyka się w odtwarzaniu wciąż tych samych jego form i schematów, lecz wymaga wychodzenia poza nie ku czemuś nowemu. Życiowe spełnienie zaczęło się kojarzyć z tworzeniem rzeczy nowych i z osobistym sukcesem. Zarabianie pieniędzy, zakładanie przedsiębiorstw, wynalazki, sztuka, zdobywanie sławy – wszystko to nagle zyskało rangę uznanych form szczęścia, nie gorszych, a nawet być może lepszych od mnisiej ascezy i pobożności oraz uczoności filozofów. Ludzkie szczęście zaczęło nabierać kolorów przyjemności. Tym samym zaś życie otrzymało nowy sens, któremu na imię sukces. I w zasadzie tak już jest do dziś – komu się w życiu dobrze powodzi, to znaczy jest zdrów, ma wartościowe zajęcie, przyjaciół, udaną rodzinę i pieniądze, temu „już nic więcej do szczęścia nie potrzeba”, a tym samym problem sensu jego życia jest rozwiązany. Po cóż bowiem człek szczęśliwy miałby się kłopotać sensem swego życia? Wszak życie jest dobre, jakie jest, i sensem jego jest to właśnie, że jest dobre. Ambicja jest godna pochwały, byle zachować w niej umiar. Dobrze jest też poprzestać na małym i cieszyć się tym, co się ma, unikając frustracji. Kto by miał mimo wszystko większe wymagania, nie zadowalając się zdrowiem i powodzeniem w życiu, to może zostać estetą rozkoszującym się pięknem i wzniosłością dzieł kultury i natury, a jeśli i tego byłoby mało, to w odwodach są jeszcze rozmaite religie i „transcendencja”. Szczeble na drodze do pełnego „uduchowienia” wskazał człowiekowi nowoczesnemu Kierkegaard, jak przed wiekami na użytek Greków uczynił to Platon w „Uczcie”: od radości życia, poprzez moralne zaangażowanie, aż po kontemplację najwyższego Dobra. Najważniejsze, by nie popadać w jałową abnegację i rozpacz. Smutek zawsze uważano za grzech – tu się nic nie zmieniło. • Za to w kwestii samodoskonalenia i cnót odeszliśmy daleko od tradycji. Któż dzisiaj na serio ubiegałby się o cnotę i w cnocie widział sens swego życia i swoje szczęście najwyższe? Dziś wystarczy być przyzwoitym i wrażliwym, a więc kimś, kogo nazywamy dobrym człowiekiem. Kto takim jest, niechaj jeszcze zazna trochę radości i miłości w życiu, a nabierze przekonania, że warto się było urodzić. Bo choć ostatecznie „wszystko to marność”, to jednak „co przeżyliśmy, to nasze” i choć wszystko ma swój kres, to warto żyć! Taki jest popularny pogląd. Upowszechnił się i utrwalił w XX w., a i dziś większość z nas zadowala tego rodzaju życiowy realizm. Dawniej jednakże ludzie tak nie myśleli. Osobiste szczęście i aspiracje na miarę skromnego zjadacza chleba nie mogły na poważnie uchodzić za odpowiedź na zasadniczy problem metafizyczny, jaki stawia przed nami ludzki los. Istnieje jednak taka idea, która przetrwała wszystkie epoki i zadomowiła się także w naszych umysłach. Jest nią powiązanie wartości ludzkiego życia i szczęścia człowieka z czymś, co od zawsze nazywano harmonią z naturą. Trzeba jednakże wiedzieć, że ten stary stoicki koncept zawiera w sobie osobliwą dwuznaczność. Żyć w zgodzie z naturą znaczy bowiem z jednej strony akceptować świat, a zwłaszcza prawa rządzące kosmosem i przyrodą, nie starając się ich zmienić, a z drugiej akceptować naturę ludzką i słuchać jej praw. Natura jest przeto zewnętrzna i wewnętrzna. Dziś – pod wpływem filozofii orientalnej – najczęściej rozumie się przez harmonię z naturą po prostu zażyłość z przyrodą, jednak głębsze zrozumienie idei buddyzmu czy jogi, będące udziałem znacznej liczby wykształconych mieszkańców Zachodu, sprawiło, że również „wsłuchanie w siebie”, poznawanie własnego umysłu i ciała stało się na powrót żywą ideą. Warto bowiem zauważyć, że najstarsza znana sentencja filozoficzna brzmi właśnie „poznaj samego siebie”. Wszystko to jest tyleż oswojone i przyswojone, co niespójne. Lista sentencji i klisz na temat sensu życia i szczęścia jest znana i nic już do niej od dawna nie dopisujemy. Sensem życia jest zarówno subiektywna intensywność bycia, kontemplacja, uduchowienie, jak i „pełnia życia”, wyrażająca się w rozmaitej aktywności, w tworzeniu i „spełnianiu marzeń”. Życie ma sens samo w sobie, mimo że przemija, lecz jednocześnie jego sens i wartość określa coś, co poza bieg życia wykracza, a z czym człowiek zdolny jest wejść w kontakt – wielkie wartości, ideały, sacrum. Życie to wielki łańcuch przemijających przeżyć, po których pozostają wspomnienia, a jednocześnie życie to pierwotne i nieprzeżywane świadomie zatopienie w wielką całość kosmosu, przyrody, ducha. Trzeba cieszyć się sobą i być sobą, by dawać z siebie, lecz jednocześnie trzeba nad sobą pracować, by zmieniać się wciąż na lepsze. I tak dalej. A że są tu różne niespójności, to tym lepiej – ludzie są przecież różni, a i życie wcale nie takie proste ani nie takie krótkie. Można spróbować tego i owego. Konsekwencja i spójność nie wydają się bezwzględnym warunkiem spełnionej i wartościowej egzystencji. Na szczęście. A jednak wciąż czegoś nam tu brakuje. Między teorią życia a praktyką życia jest zbyt duży rozziew, aby „mądrości życia” mogły nas w pełni zadowolić. Bo przecież taka mądrość sama przez się nie nauczy nas żyć, a życie zawsze nam trochę nie wychodzi. Czas przecieka przez palce, dobre rzeczy zatopione są w zwyczajności, a poza tym zaraz odpływają w przeszłość i niepamięć. Dlatego nieustannie towarzyszy nam poczucie, że to, co najważniejsze, jest jeszcze przed nami. Żyjąc, uciekamy do przodu. Skoro sami już nie wyjdziemy z lepkich błot codzienności, to może choć oddamy się i powierzymy „czemuś wyższemu”? Albo „zostawimy coś po sobie”? Albo „pomożemy innym”? Wszystkie te „usensowniacze” życia świadczą o tym, że nasze tu i teraz to za mało. Chcemy przezwyciężyć czas i śmierć, zanegować ulotność i kruchość życia, uczepić się czegoś mocnego, co poniesie naszą egzystencję dalej, poza horyzont naszych ciał i tego odcinka czasu, który jest nam dany. Chwytamy się bóstwa i innych ludzi, w których egzystencję wpijamy się mocą miłości. Tworzymy dzieła, które przetrwają naszą śmierć. Ale i tak wszystko to razem osuwa się w nicość. I co teraz? • W kwestii sensu życia, jak w samym życiu, sukces jest połowiczny. A perspektyw na nowe wielkie odkrycia nie widać. Dlatego myślę sobie, że może dać sobie w ogóle z tym spokój i nie szukać już w życiu tego całego „sensu”. Bo wcale nie jest tak, że życie albo ma sens, albo jest w ogóle bez sensu. Może mieć trochę sensu, a trochę być bez sensu, a może też jest i tak, że życie toczy się poza kategoriami sensu i bezsensu, wartości i ich braku, dobra i zła. Wydaje mi się, że w taki sposób myślał Fryderyk Nietzsche, a może już i Horacy, który w swej słynnej sentencji „chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość gotują bogowie”, przestrzega nas przed jakąś metafizyczną pychą i wścibstwem. Pokora wobec losu wymaga, by żyć dniem dzisiejszym. Nietzsche nadał tej postawie wymiar wzniosły i heroiczny – kto się nie boi losu i śmierci, ten żyje hojnie, radośnie, „po pańsku”. Nie wierzę w tę Nietzscheańską „hojność”, ale mimo to wydaje mi się, że stać nas na to, by uwolnić się od imperatywu sensu. Bo gdy zadajemy pytanie o sens życia, to niejako z góry przesądzamy już o tym, że taki sens istnieje, i bierzemy na siebie zadanie odnalezienia go. Jest w tym jakiś dogmatyzm i intelektualny przymus. A może by tak sobie odpuścić? Przecież najpierw się żyje, a potem nadaje życiu sens. Skoro więc samo życie jest warunkiem istnienia „sensu życia”, to może życie jest „ponad” albo „poza” sensem – jako warunek możliwości wszelkiego sensu? Gdyby potraktować samo życie poważnie, pamiętając o niedającej się usunąć różnicy między myśleniem i mową a samą praktyką życia, to kwestia „sensu życia” stałaby się już tylko „kwestią” właśnie, czyli problemem teoretycznym. I to takim problemem, którego samo już postawienie miałoby w zamiarze przekroczyć granicę między teoretyzowaniem a samym byciem. Tymczasem ta granica jest właśnie nieprzekraczalna. Kto dobrze pojmie, że myślenie i życie nie są tym samym, ten nie tyle „odnajdzie sens życia”, ile zrozumie, że aby żyć, nie potrzeba sensu. I, jak sądzę, na tym właśnie polega poważne potraktowanie zagadnienia sensu życia, że jego postawienie pozwala nam poważnie pomyśleć o naszym życiu jako ważnym, choć niekoniecznie sensownym. A powaga życia, wbrew pokusie łatwego sceptycyzmu, to już rzecz samego życia, a nie filozofowania. Filozofia czasami ustępuje pola, aby rzeczywistość mogła tym godniej wystąpić w całej swej okazałości. Kto szanuje życie, nie szukając dla niego uzasadnienia, ten żyje odpowiedzialnie. A kto życia nie szanuje, ten je trwoni i pochłania, nigdy nie dorastając. *** Autor jest profesorem, kierownikiem Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...POCZTANie pamiętasz hasła?Stwórz kontoQUIZYMENUNewsyJak żyć?QuizySportLifestyleCiekawostkiWięcejZOBACZ TAKŻE:BiznesBudownictwoDawka dobrego newsaDietaFilmGryKobietaKuchniaLiteraturaLudzieMotoryzacjaPlotkiPolitykaPracaPrzepisyŚwiatTechnologiaTurystykaWydarzeniaZdrowieNajnowszeWróć naWIP| 8:57aktualizacja 9:41Podziel się: Wiara Duchowość (fot. Życie chrześcijanina to nieustanna walka, w którą są wpisane zarówno chwile uniesień jak i porażki i kryzysy. Jak przetrwać najtrudniejsze chwile i nie stracić z oczu celu do którego zmierzamy. Transmisja rozpocznie się o godzinie Potrzebujesz przypomnienia? Dołącz do wydarzenia na Facebooku. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Tematy w artykule Skomentuj artykuł #Medytacja: czy moje życie ma sens? Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy. Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu. Podziel się linkiem do artykułu ze znajomym Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 16:38 Mam partnera, który mnie akceptuje i daje siłę do życia, siostry, które kocham i które się o mnie troszczą, przyjaciółkę, plany na przyszłość, które może zrealizuję. Moje życie ma sens. Ale co z tego? Depresja i tak bierze górę. Jestem zmęczona życiem i ciągłym cierpieniem. Dla mnie życie nie ma sensu. Żyje bo żyje, jestem tchórzem i nie popełnie samobójstwa ze względu na koszty pogrzebu. Ćifna. odpowiedział(a) o 18:15 Bo liczę na lepsze jutro, wierzę że kiedyś będę szczęśliwą osobą. blocked odpowiedział(a) o 20:50 Moje życie ma sens, ponieważ mam rodzinę, przyjaciół oraz faceta, dla których żyję. Mam swoje pasje, które kocham i które jest naprawdę piękne, jeżeli inaczej się na nie dostał tylko jedno życie od Boga i trzeba je jak najlepiej że czasami jest cięzko w pewnych sytuacjach, które wymieniłaś. Ale spójrz czasami na świat z innej perspektywy. Może spróbuj dążyć do jakiegoś celu, spróbuj spełniać swoje marzenia a wtedy Twoje życie nabierze sensu. ale jeszcze jest wiele ludzi, ktorym na tb zalezy. Kiedyś życie miało sens. Stare zasady, stara dobra szkoła. A teraz to zaraz jakiś konfident wyda chociaż ty uważałeś go za przyjaciela. blocked odpowiedział(a) o 16:45 Moje życie nie ma dla mnie sensu. Nie mam dla kogo żyć, każdy dzień wygląda właściwie tak samo, siedzę prawie cały czas w domu i odcinam się od ludzi. Moje życie nie ma najmniejszego sensu. I tak niedługo zdechnę . Lavenda odpowiedział(a) o 19:07 Nie wiem. Coraz częściej zastanawiam się, dlaczego tak zależy mi na własnym szczęściu, skoro i tak umrę? Cholera, nie wiem no. blocked odpowiedział(a) o 19:20 Nie miało, nie ma i nie będzie miało sensu. blocked odpowiedział(a) o 19:33 Życie nie ma sensu. Koniec, tylko zwykła męczarnia. A moim zdaniem warto żyć dla przyjemności i miłości. I tylko tego. retnuh odpowiedział(a) o 19:42 A kto powiedział, że dla mnie życie ma sens? I tak wszyscy umrzemy. A świat schodzi na psy. Mam inne wartości niż większośc społeczeństwa, więc chyba nie mam szans na przetrwanie. Teraz liczy się materializm i pozycja społeczna. Życie to wyścig szczurów, a ja w tym wyścigu nie chcę brać udziału. Angela21 odpowiedział(a) o 20:31 Dla mnie życie ma sens mimo że często jest do d... Ma sens, ponieważ można przeżyć piękne chwile w życiu! Jednak trzeba też pokazywać często chęć życia i siłę żeby przezwyciężyć złe chwile. Ale wiem że to się opłaca!:) Uważasz, że ktoś się myli? lub Szanowna Pani! Jak najszybciej powinna Pani zgłosić się do lekarza psychiatry, gdyż opisywane objawy są prawdopodobnie skutkiem depresji. Ważne jest to, aby nie odkładała Pani wizyty na później, gdyż Pani stan psychiczny może dalej się pogarszać. Lekarz po rozmowie z Panią określi, jakie nasilenie mają dolegliwości, zweryfikuje ich depresyjne podłoże i zleci Pani właściwe leczenie. Rozumiem, że Pani sytuacja życiowa jest obecnie trudna, myślę jednak, że wizyta u psychiatry jest w tym przypadku niezbędnym wydatkiem. Nie wiem, jak jest u Pani ze znajomością języków obcych ani w jakim kraju Pani przebywa, myślę jednak, że znaczna większość lekarzy włada płynnie angielskim, w razie problemów zawsze może Pani zabrać na wizytę osobę, która będzie tłumaczyć Pani słowa. Pozdrawiam serdecznie

czy moje życie ma sens